Kochani!!
Zmiana adresu bloga!
Teraz można mnie znaleźć i czytać tu :
http://tamtastronalustra.blog.pl/
Do zobaczenia po Tamtej Stronie Lustra .
Anika
Tamta Strona Lustra
piątek, 10 kwietnia 2015
czwartek, 2 kwietnia 2015
Zwyczajna Historia...
Ona była Zwykłą dziewczyną. Ani zbyt ładną, ani też brzydką. Przeciętny ubiór, mysi kolor włosów.
Nic jej nie wyróżniało. Może tylko szczupła sylwetka, nienaturalnie szczupła.
On w swoim mniemaniu był Niezwykły. Wszystko miał lepsze. Lepszy wygląd, lepsze ubrania, lepszą markę samochodu.
35 lat pełnego sukcesu.
Kilka hoteli, kilka sklepów z markową odzieżą i duży market.
W tym właśnie markecie, u Niezwykłego pracowała Zwykła.
Nigdy się nie spóźniała, nigdy nie skarżyła, nigdy o nic nie prosiła.
Kilka razy donoszono, że Zwykła zabiera do domu resztki. Wyrzuconych do kontenerów warzyw lub innej żywności ze sklepu.
Niezwykły w swej łaskawości, zezwalał jej na to.
Życie biegło swoim tempem.
Lipiec, sierpień, wrzesień.
Zwykła nadal była pracownicą Niezwykłego.
Nadal ciężko pracowała, nie zwracając na siebie większej uwagi.
On również, nadal pławił się w swoim idealnym, wspaniałym świecie.
Styczeń, luty, marzec.
Nadszedł czas świąt.
Niezwykły przyjechał do swojego ogromnego sklepu, okazać swą łaskawość po raz drugi.
Pracownicy otrzymali życzenia i bony upominkowe.
Nagle, zauważył nieobecność Zwykłej.
Usłyszał, że od dwóch tygodni jest na zwolnieniu lekarskim.
Nie rozumiejąc swojego zachowania, kazał zrobić paczkę żywnościową, poprosił kadry o adres i odjechał.
Po drodze, w jego głowie namalował się obraz.
Stara, rozsypująca się rudera a w niej wielodzietna rodzina, w skrajnym ubóstwie.
Gdy wjechał w dzielnice pięknych, jednorodzinnych domów, pomyślał, że pomylił adresy.
Zatrzymał się jednak i zapukał do drzwi.
Otworzyła uśmiechnięta, starsza pani.
Przedstawił się i od razu przeprosił za ewentualną pomyłkę.
- Pan do naszej Laury, pracodawca prawda? Proszę wejść.
- Państwo są rodzicami Pani Laury?
- Nie, dziadkami. Zresztą myślę, że Laura sama panu wyjaśni. Zaprowadzę pana.
Starsza pani wstała i wskazała ręką drzwi.
Niezwykły otworzył je. Zwykła siedziała w fotelu, podniosła głowę i lekko się uśmiechnęła.
Wyglądała na skrajnie wyczerpaną.
Niezwykły usiadł, bojąc się zapytać o cokolwiek.
- Byłam podobna do ciebie- zaczęła. Bez obrazy ale..moi rodzice połknęliby taką płotkę jak ty, na śniadanie- roześmiała się gorzko.
Nawet nie musiałam pstryknąć palcami, żeby mieć wszystko.
A tak na prawdę nic.
Żyłam pełną gębą.
A tak na prawdę nie miałam pojęcia, co to życie.
Myślisz, że bredzę?
Rodzice mieli wypadek, tak zginęli, oboje.
Jakim cudem, tak szybko przepuściłam taką fortunę?
Choć wyda ci się to niewyobrażalne, to jednak jest to nieistotne.
Najgorsze było zderzenie z prawdą.
Zostałam sama? Nie! Ja zawsze byłam sama.
Dziadkowie? Pojawili się niedawno, ktoś im doniósł o mojej sytuacji, o diagnozie.
Nowotwór.
Rodzice?
Tak...Miałam dom, piękny, ogromny jak widzisz, marmury i inne cuda.
Gdzieś mieliśmy więzi rodzinne, wujków, babcie.
Pewnie chcieliby naszych pieniędzy.
Wigilia i inne święta na Teneryfie.
Choinka, opłatek, Droga Krzyżowa i inne tego typu bzdury- komu to potrzebne?
My mieliśmy drinki z palemką, drogie kurorty i kąpiele w szampanie.
Jedyne momenty gdy byliśmy razem. Chociaż..
Ojciec wiecznie coś przeliczał, matka dzwoniła, na mnie nikt nie zwracał uwagi.
Nie potrzebowałam tego.
Śmieszyły mnie koleżanki, opowiadające o wakacjach u ciotki.
Drażniły zachwyty nad obiadem mamy.
Ja wracałam do swojego, pięknego domu.
Nie widziałam różnicy, po ich odejściu.
Wcześniej, też nikt na mnie w nim nie czekał.
Rodzice pilnowali firm, ale gdy odeszli...
Usiadłam w salonie i chciałam sie otulić wspomnieniami, ze wspólnych spacerów z tatą.
Z kuchni wypełnionej zapachem i śmiechem mamy.
Czułam niestety tylko chłód.
I echo odbijające się od pustych ścian - pieniądze, biznes, praca.
Postanowiłam to zmienić, zakochać się, mieć dom.
Nudny, normalny, ciepły.
I usłyszałam, że został mi rok.
Wracałam z kliniki, z wynikami w ręku.
Na drzwiach twojego sklepu, wisiała kartka z informacją o pracy.
Dlaczego właśnie tak? Trochę z ciekawości, nigdy nie pracowałam.
Trochę dla odkupienia win.
- Odkupienia win?
- Tak. Wiesz ile razy naśmiewałam się i szydziłam z ludzi pracujących, w takich miejscach?
A wtedy, zapragnęłam zostać jedną z nich. Zwykłą dziewczyną.
Nie uwierzysz! Do tamtej pory myślałam, że jestem lepsza, niezwykła! Straszne, prawda?
Niezwykły czuł jak się kurczy, jak zaczyna brakować mu powietrza.
- Zabierałaś wyrzucane produkty, odpadki- usiłował się pozbierać.
- Odpadki mówisz? Wiesz, że niedaleko twojej willi, w opuszczonych barakach mieszkają bezdomni?
Twoje odpadki sprawiają, że nie są głodni.
Nie rozumiesz, nadal nie rozumiesz...
Wiesz co uświadomiła mi śmierć rodziców? Powiem ci.
Prawdziwie żyje się tylko wtedy, gdy ma się dla kogo żyć.
Gdy wracasz do domu, w którym czeka na ciebie talerz zupy.
Gdy budzisz się z krzykiem w nocy, a ktoś przybiega by cię uspokoić.
Gdy ktoś stęskniony, uśmiecha się na
twój widok.
Gdy druga osoba biegnie na złamanie karku, żeby ci pomóc kiedy się przewrócisz.
Gdy masz z kim wypatrywać pierwszej gwiazdy lub oblewać się wodą, w lany poniedziałek.
Gdy możesz usłyszeć- nie odchodź, jesteś nam potrzebna- tak jak ja usłyszałam, od moich bezdomnych.
Tak, moich.
To dla nich byłam ten rok i zrozumiałam to czego nigdy nie pojmowałam.
W sumie jestem ci winna podziękowania.
Gdybyś nie szukał wtedy pracownika, to nawet spokojnie umrzeć bym nie mogła..bo przecież nigdy, nie żyłam.
Niezwykły wybiegł z jej pokoju. Zostawił samochód, zgubił telefon.
Biegł.
Usiadł w końcu w salonie, swojej olbrzymiej posiadłości i zrozumiał.
Miał wszystko, a nie miał nic.
W tym samym czasie Zwykła, uśmiechała się do otwartych drzwi.
W ich progu bowiem, stali już jej rodzice...
Na pogrzebie Zwykłej nie było Niezwykłego.
Było kilku bezdomnych, dziadkowie i Robert.
Robert, lat 35, zwykły chłopak, który właśnie zaczął żyć.
Życzę wam, abyście w te święta, mogli odpowiedzieć sobie, na jedno proste pytanie.
- Żyjecie?...
.
Nic jej nie wyróżniało. Może tylko szczupła sylwetka, nienaturalnie szczupła.
On w swoim mniemaniu był Niezwykły. Wszystko miał lepsze. Lepszy wygląd, lepsze ubrania, lepszą markę samochodu.
35 lat pełnego sukcesu.
Kilka hoteli, kilka sklepów z markową odzieżą i duży market.
W tym właśnie markecie, u Niezwykłego pracowała Zwykła.
Nigdy się nie spóźniała, nigdy nie skarżyła, nigdy o nic nie prosiła.
Kilka razy donoszono, że Zwykła zabiera do domu resztki. Wyrzuconych do kontenerów warzyw lub innej żywności ze sklepu.
Niezwykły w swej łaskawości, zezwalał jej na to.
Życie biegło swoim tempem.
Lipiec, sierpień, wrzesień.
Zwykła nadal była pracownicą Niezwykłego.
Nadal ciężko pracowała, nie zwracając na siebie większej uwagi.
On również, nadal pławił się w swoim idealnym, wspaniałym świecie.
Styczeń, luty, marzec.
Nadszedł czas świąt.
Niezwykły przyjechał do swojego ogromnego sklepu, okazać swą łaskawość po raz drugi.
Pracownicy otrzymali życzenia i bony upominkowe.
Nagle, zauważył nieobecność Zwykłej.
Usłyszał, że od dwóch tygodni jest na zwolnieniu lekarskim.
Nie rozumiejąc swojego zachowania, kazał zrobić paczkę żywnościową, poprosił kadry o adres i odjechał.
Po drodze, w jego głowie namalował się obraz.
Stara, rozsypująca się rudera a w niej wielodzietna rodzina, w skrajnym ubóstwie.
Gdy wjechał w dzielnice pięknych, jednorodzinnych domów, pomyślał, że pomylił adresy.
Zatrzymał się jednak i zapukał do drzwi.
Otworzyła uśmiechnięta, starsza pani.
Przedstawił się i od razu przeprosił za ewentualną pomyłkę.
- Pan do naszej Laury, pracodawca prawda? Proszę wejść.
- Państwo są rodzicami Pani Laury?
- Nie, dziadkami. Zresztą myślę, że Laura sama panu wyjaśni. Zaprowadzę pana.
Starsza pani wstała i wskazała ręką drzwi.
Niezwykły otworzył je. Zwykła siedziała w fotelu, podniosła głowę i lekko się uśmiechnęła.
Wyglądała na skrajnie wyczerpaną.
Niezwykły usiadł, bojąc się zapytać o cokolwiek.
- Byłam podobna do ciebie- zaczęła. Bez obrazy ale..moi rodzice połknęliby taką płotkę jak ty, na śniadanie- roześmiała się gorzko.
Nawet nie musiałam pstryknąć palcami, żeby mieć wszystko.
A tak na prawdę nic.
Żyłam pełną gębą.
A tak na prawdę nie miałam pojęcia, co to życie.
Myślisz, że bredzę?
Rodzice mieli wypadek, tak zginęli, oboje.
Jakim cudem, tak szybko przepuściłam taką fortunę?
Choć wyda ci się to niewyobrażalne, to jednak jest to nieistotne.
Najgorsze było zderzenie z prawdą.
Zostałam sama? Nie! Ja zawsze byłam sama.
Dziadkowie? Pojawili się niedawno, ktoś im doniósł o mojej sytuacji, o diagnozie.
Nowotwór.
Rodzice?
Tak...Miałam dom, piękny, ogromny jak widzisz, marmury i inne cuda.
Gdzieś mieliśmy więzi rodzinne, wujków, babcie.
Pewnie chcieliby naszych pieniędzy.
Wigilia i inne święta na Teneryfie.
Choinka, opłatek, Droga Krzyżowa i inne tego typu bzdury- komu to potrzebne?
My mieliśmy drinki z palemką, drogie kurorty i kąpiele w szampanie.
Jedyne momenty gdy byliśmy razem. Chociaż..
Ojciec wiecznie coś przeliczał, matka dzwoniła, na mnie nikt nie zwracał uwagi.
Nie potrzebowałam tego.
Śmieszyły mnie koleżanki, opowiadające o wakacjach u ciotki.
Drażniły zachwyty nad obiadem mamy.
Ja wracałam do swojego, pięknego domu.
Nie widziałam różnicy, po ich odejściu.
Wcześniej, też nikt na mnie w nim nie czekał.
Rodzice pilnowali firm, ale gdy odeszli...
Usiadłam w salonie i chciałam sie otulić wspomnieniami, ze wspólnych spacerów z tatą.
Z kuchni wypełnionej zapachem i śmiechem mamy.
Czułam niestety tylko chłód.
I echo odbijające się od pustych ścian - pieniądze, biznes, praca.
Postanowiłam to zmienić, zakochać się, mieć dom.
Nudny, normalny, ciepły.
I usłyszałam, że został mi rok.
Wracałam z kliniki, z wynikami w ręku.
Na drzwiach twojego sklepu, wisiała kartka z informacją o pracy.
Dlaczego właśnie tak? Trochę z ciekawości, nigdy nie pracowałam.
Trochę dla odkupienia win.
- Odkupienia win?
- Tak. Wiesz ile razy naśmiewałam się i szydziłam z ludzi pracujących, w takich miejscach?
A wtedy, zapragnęłam zostać jedną z nich. Zwykłą dziewczyną.
Nie uwierzysz! Do tamtej pory myślałam, że jestem lepsza, niezwykła! Straszne, prawda?
Niezwykły czuł jak się kurczy, jak zaczyna brakować mu powietrza.
- Zabierałaś wyrzucane produkty, odpadki- usiłował się pozbierać.
- Odpadki mówisz? Wiesz, że niedaleko twojej willi, w opuszczonych barakach mieszkają bezdomni?
Twoje odpadki sprawiają, że nie są głodni.
Nie rozumiesz, nadal nie rozumiesz...
Wiesz co uświadomiła mi śmierć rodziców? Powiem ci.
Prawdziwie żyje się tylko wtedy, gdy ma się dla kogo żyć.
Gdy wracasz do domu, w którym czeka na ciebie talerz zupy.
Gdy budzisz się z krzykiem w nocy, a ktoś przybiega by cię uspokoić.
Gdy ktoś stęskniony, uśmiecha się na
twój widok.
Gdy druga osoba biegnie na złamanie karku, żeby ci pomóc kiedy się przewrócisz.
Gdy masz z kim wypatrywać pierwszej gwiazdy lub oblewać się wodą, w lany poniedziałek.
Gdy możesz usłyszeć- nie odchodź, jesteś nam potrzebna- tak jak ja usłyszałam, od moich bezdomnych.
Tak, moich.
To dla nich byłam ten rok i zrozumiałam to czego nigdy nie pojmowałam.
W sumie jestem ci winna podziękowania.
Gdybyś nie szukał wtedy pracownika, to nawet spokojnie umrzeć bym nie mogła..bo przecież nigdy, nie żyłam.
Niezwykły wybiegł z jej pokoju. Zostawił samochód, zgubił telefon.
Biegł.
Usiadł w końcu w salonie, swojej olbrzymiej posiadłości i zrozumiał.
Miał wszystko, a nie miał nic.
W tym samym czasie Zwykła, uśmiechała się do otwartych drzwi.
W ich progu bowiem, stali już jej rodzice...
Na pogrzebie Zwykłej nie było Niezwykłego.
Było kilku bezdomnych, dziadkowie i Robert.
Robert, lat 35, zwykły chłopak, który właśnie zaczął żyć.
Życzę wam, abyście w te święta, mogli odpowiedzieć sobie, na jedno proste pytanie.
- Żyjecie?...
.
Subskrybuj:
Posty (Atom)