Śmierdząca, brudna klatka schodowa.
Wchodzę ostrożnie do mieszkania.
Nie.
Wchodzę do nory.
Grzyb na ścianach i sufitach, dwa mikroskopijne pokoiki, zimno i wilgoć czuć wszędzie.
Maleńka imitacja kuchni, jest przedzielona płachtą na pół, bo za nią stoi wanna- tak, to jest łazienka.
Na rozklekotanej kanapie siedzi małżeństwo.
Na oko, około pięćdziesiątki, w rzeczywistości to ludzie przed czterdziestką.
Obok nich jedenastoletni syn, skrajnie wychudzony, podłączony pod tlen.
W pokoju obok, pod respiratorem leży drugi, ma 14 lat.
Trzeci, najstarszy jest zdrowy, nie licząc wady wzroku i niedożywienia.
To uczciwa rodzina.
Tata pracuje w piekarni na czarno za parę set złotych, bez ubezpieczenia i cieszy się, że ma jakieś płatne zajęcie.
Mama, ze względu na chorobę synów, musiała zrezygnować z pracy, za co nasze państwo płaci jej całe 620 zł plus- uwaga! pomoc od rządu- 200 zł miesięcznie.
Synowie, na leczenie mają przyznane zasiłki pielęgnacyjne- po całe 153 zł.
Zaległości za rachunki, czynsz, sięgają już kilku tysięcy złotych, komornik zapowiada wizyty, napływają pisma o eksmisje.
Pytam mamę chłopców, o czym marzy.
Odpowiada, że o śmierci dla chorych synów, żeby już przestali się męczyć, bo ona choć bardzo chce, nie umie im pomóc.
Po chwili odzywa się ojciec- Czy pani wie, jak to jest, gdy słyszy się z telewizora, że w Polsce żyje się coraz lepiej, a zagląda się do pustej lodówki i zastanawia się, skąd wziąć na chleb?
Gdy po raz kolejny, odmawia się nam przyjęcia do szpitala młodszego syna, bo brak miejsc.
Od roku czekamy na miejsce w hospicjum dla starszego dziecka, bo przecież pani widzi, co w tej ruderze się dzieje, on tu w ogóle nie powinien być.
Wypowiedź, przerywa chłopiec podłączony pod tlen- Tato, boli mnie, bardzo mnie boli.
Ojciec przytula go i masuję, wydęty od choroby brzuch.
Matka wychodzi z pokoju, lecą jej łzy.
Idę za nią, pytam.
Słyszę, że skończyły się leki, odpowiedzi z fundacji którą prosili jeszcze nie ma, a ich nie stać na wykupienie recept.
Jeżeli wykupią lekarstwa, nie będą mieć na jedzenie i prąd a przecież respirator, inhalatory.
Błędne koło.
Chłopiec zza ściany doczekał się hospicjum, w którym zmarł po dwóch miesiącach pobytu.
Jego młodszy, chory brat, odszedł w domu, pół roku później.
Dziś ich rodziców nadal, bardzo często, nie stać nawet na to, by kupić znicz na groby synów.
Siedzę w poczekalni, czekam na komisję orzekającą o tym, czy mój genetycznie, nieuleczalnie chory syn, nie ozdrowiał przypadkiem cudownie w ostatnim czasie.
W głowie kołacze mi się zdanie, wypowiedziane przez Prezydenta naszego kraju:
Nadchodzący rok 2014 będzie rokiem szczególnym.
Dla kogo Szanowny Panie Prezydencie ?
Historia oraz postacie w niej przedstawione jest, niestety, prawdziwa.
Dla kogo? Dla tych na Wiejskiej chyba...Aniko...
OdpowiedzUsuńaż sobie usiadłem...powinnaś pisać felietony, masz głowę i talent dziewczyno!
OdpowiedzUsuńKurwa mać! Czasem jest tak, że inteligentny, wykształcony człowiek nie potrafi znaleźć innych słów, by skomentować to, co przeczytał.
OdpowiedzUsuńP.
http://wdomachzbetonu.blog.pl/samotna-matka/
OdpowiedzUsuńa tak autorkę bloga, Panią Anikę , widzi ktoś inny, kto Ją zna...Ogromny szacunek dla Pani, Aniko!