wtorek, 6 maja 2014

Widzieć nie znaczy dostrzec...

Gorący od herbaty kubek, przyjemnie ogrzewa moje dłonie.
- Kochanie, a może Mazury? Tam jest przecież to miejsce, które Johny tak bardzo chciał zobaczyć.
- Spełnienie jego kolejnego, małego marzenia? Jak najbardziej tak!

Pełne euforii pakowanie, kupno biletów, przepełnione radością śniadanie, tuż przed wyjazdem.
Stoimy na peronie, słychać już znajomy  stukot.
 Nasz pociąg, wagon, przedział.
- Dziękujemy wam, że nas tam zabieracie!
Dzieciaki rzucają nam się na szyję.
Wchodzą kolejni pasażerowie.
 Ruszamy.
Rozmowa, konduktor życzy udanej podróży.

Ponownie rozsuwają się drzwi.
Widzę najpierw charakterystyczną, białą laskę i słyszę:
- Czy jest tu jakieś wolne miejsce?
Pomagamy MU usiąść, położyć niewielki plecak, pytamy czy w czymś nie pomóc.
ON nie przestaje się uśmiechać, dziękuję i mówi, że sobie poradzi.
Odebrał telefon, słyszę JEGO głos:
- Tak, siedzę wygodnie, wszystko ok.
Tak, odprowadzili mnie.
 Gdy przemieszczałem się  między wagonami, to im rzuciłem, że ich widzę, bo pewnie machali- roześmiał się.
Zaszkliły mi się oczy.
Oczy, które wszystko widzą wyraźnie 
JEGO oczy, są przepełnione ciemnością.
Nie mogłam powstrzymać natłoku myśli.
Nie widzi od urodzenia?
 Wie jak wygląda JEGO twarz?
Widział kiedyś wschód słońca?
 Wie, że teraz choć bardzo nie chcę, mimowolnie przyglądam się JEGO ruchom?

Wyszłam na korytarz.
 Nie wiedzieć czemu, po policzkach spłynęły mi łzy.

 Widzisz.
Patrzysz i przechodzisz obojętnie.
Obok porzuconego, zmarzniętego psa.
Obok głodnej staruszki która, kiedyś była czyjąś babcią.
Obok drzwi, zza których dobiega krzyk i wybiega kobieta, z sińcami na twarzy.
Obok raniącego swoje ciało nastolatka, który tym małym bólem usiłuje zagłuszyć ten większy, w środku.
Obok siedzącego na ławce, zapłakanego chłopaka, który właśnie planuje, jak odebrać sobie życie.
Obok samotnego sąsiada, o którym zapomniały własne dzieci.
Obok przyjaciółki, która już tak się pogubiła w swoich wyimaginowanych historiach o przeszłości, że nie umie znaleźć powrotnej drogi.
Obok siebie samego, unikając spojrzenia w lustro.

Znowu siedzę na peronie.
 Słońce świeci mi w twarz, mrużę oczy, widzę tylko rozmazane kontury.
Słyszę rozmowy ludzi, stojących nieopodal.
Śmiech dzieci, oglądających zdjęcia z wyprawy.
Czuję, że mój ukochany, znowu ukradkiem robi mi zdjęcia.
Ktoś przeszedł i pachniał miodem.
Komuś, upadła torebka i wypadło z niej  coś metalowego.
Za moimi  plecami, dziewczyna przez telefon nerwowym półszeptem mówi, że to już koniec, żeby nie dzwonił.

- Mamo, dlaczego zamknęłaś oczy?
- Ponieważ usiłuje dostrzec, kochanie...

fot.arch.prywatne




4 komentarze:

  1. Ty widzisz pięknie Aniko bo patrzysz duszą! Popłakałam się....

    OdpowiedzUsuń
  2. Kapitalna fota kolorowy trampku:):):) już Cię miałem opierdzielić, ze tak długo nie piszesz ale udało Ci się :P :) K.

    OdpowiedzUsuń
  3. Z pewnością zauważyłaś ile ten niewidomy człowiek miał życia w sobie, ile było energii w jego zachowaniu , mowie oraz jak wiele dobroci w jego sercu . Doświadczyłem tego poznając niewidomego to są wspaniali ludzie

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak, ma Pan rację, zauważyłam i starałam się tą radością zarazić jak najmocniej! :)
    Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń