niedziela, 3 sierpnia 2014

Ławka II

Zawsze była tam wcześniej, niż on.
Siadała i patrzyła w dal.
Nie czekała.
Wiedziała, że i tak przyjdzie.
Nigdy jej nie zawiódł.
Nie okłamał.
Spóźniał się notorycznie 15 minut.
Śmiał się, że tego kwadransa, już rok nie może nadrobić.
Tym razem też tak było.

Pocałował ją w policzek.
Usiadł obok i nawet nie patrzył.
Nie musiał.
W powietrzu, unosił się słony zapach jej łez.
Pozwalał, by wsiąkały w ziemię, a później łączyły się z rzeką.
Milczeli tak oboje, dłuższy czas.
Godził się na jej cierpienie, choć bardzo go to bolało.
- Przywiozłam ci kamyki, znad morza.
Jej głos pojawił się nagle.
- Dobrze, że tylko kamyki- odparł.
Uśmiechnęła się lekko, bo przypomniał jej się sms.
Zapytała go, kilka tygodni wcześniej, czy mogą być kamyki.
Jeśli nie znajdzie muszelek.
Odpisał, że wszystko, co wiąże się z morzem.
Byleby, nie puszki i butelki po piwie.

Spojrzał w jej błękitne, smutne oczy.
Dotknął lekko jej dłoni.
- Poradzisz sobie, siostra.
Ty, zawsze sobie radzisz.
Los cię nie rozpieszcza, ale ludzie i życie cię kochają.
Pomyślała o tym, czy wypowiedziane przez niego zdanie, ma sens.
Zapalił papierosa.
- Moja mała siostrzyczka- myślał.
Dlaczego, wciąż tyle musi znosić, dźwigać?
Taki fajny z niej człowiek.
- Mówią, że dostaje się tyle, ile jest się w stanie unieść- odpowiedziała.
Jakby słyszała jego myśli.
Nie zaskoczyło go to.
Zawsze rozumieli się bez słów.

- Pamiętasz jak ostatnio, myśleliśmy, że ktoś nas śledzi?
Po drugiej stronie Sanu, w krzakach?
Wybuchnęli śmiechem.
Na moment, bo jej oczy, na nowo się zaszkliły.
- Jesteś najsilniejszym człowiekiem, jakiego znam- powiedział, patrząc w niebo.
Jak słonecznik, nic cię nie złamie...
Teraz, też tak będzie.
Tylko, daj czasowi czas.
Zamyśliła się.
Może tak właśnie, miało być?
Gdyby nie ból, nie znalibyśmy, słodkiego smaku ulgi.
- Nie odprowadzisz mnie?- parzyła na niego, lekko mrużąc oczy.
- Przecież, ja cię nigdy nie odprowadzam- podał jej dłoń.
- To dlaczego, zawsze, wybierasz taką drogę, bym jak najmniej szła sama?
- Bo jestem twoim przyszywanym, starszym o miesiąc bratem.

Na moment, oparła głowę, na jego ramieniu.
Głęboko wciągnęła powietrze.
Wiedziała, że chwilę jej zajmie, zanim znów zacznie biegać.
W kolorowych trampkach, po kałużach.
Nie wiedziała jeszcze, czy kiedykolwiek zdoła, znowu komuś tak zaufać.
 Ponownie otworzyć, tyle razy sklejaną duszę.
Wiedziała jedno.
W domu, czekał na nią ktoś, kto nigdy nie przestanie jej kochać.
Nie pozwoli jej zwątpić.
Upaść.
Czworo wpatrzonych w nią, bezgranicznie oczu..

I dlatego, zrobiła pierwszy krok.
Ty też go zrobisz...

Z myślą, o M.K



-

3 komentarze:

  1. Aniko, strasznie mi przykro. Los przewrotny jest i okrutny czasami. Ale ja wierzę, iż taka kobieta jak Ty, znajdzie w końcu cichą przystań, na wzburzonym morzu życia. Ściskam gorąco i jeśli to możliwe, wspieram mentalnie z całych sił.

    OdpowiedzUsuń
  2. Kochają, grzeją się w Twoim cieple, które dajesz, radością która się pojawia razem z Tobą... Trzymaj się słońce :*.
    Natalia

    OdpowiedzUsuń