Uśmiechy na twarzach i tekst Johnego:
- No wiesz mamo, pasków i nagród nie ma ale zawsze mogliśmy nie zdać.
Parskamy śmiechem.
Wcale nie jest tak źle, wręcz przeciwnie.
Jestem z nich bardzo dumna.
Wiem, że szkoła, to trudna lekcja życia...
- Co ty gadasz dziewczyno!
Jaki on jest?!
Gbur i tyle!
I tyle zadaje...
Ja profesora K., postrzegałam inaczej.
Wiem, nie był lubiany.
Zawsze stonowany, wręcz chłodny.
Wymagający, bez poczucia humoru.
Potrafił mówić tylko o historii.
Czasem miałam wrażenie, że uczył jej od kołyski.
Uczniowie go nie znosili.
Zadawał sporo.
Bardzo dużo wymagał.
Był surowy.
Jakby bezuczuciowy?
Ja też, nie darzyłam go wielką miłością ale było w nim coś...
Gdy opowiadał, nie umiałam nie słuchać.
Mówił o datach, wydarzeniach z taką pasją, zaangażowaniem.
Nie sposób tego opisać.
- Anika weź to szybko przepisz, bo zaliczysz banię jak się patrzy!
Magda- moja szkolna zmora.
Byłyśmy jak...Przyjaciółki?
Łączyła nas, dość specyficzna więź.
Jakby trochę z innej gliny.
Innych światów.
A jednak na tej samej fali.
- Dziewczyno!
Ja wiem ,że ty wierzysz w te swoje króliki, Alicje i inne cuda !
W każdą dziurę byś wskoczyła, myśląc, że znajdziesz się w tym innym, lepszym świecie!
Tylko wiesz, jesteśmy tu!
Za chwilę dzwonek i przyjdzie on!
I straci nas o głowę, jak nie przepiszemy tego zadania!
Śmiałyśmy się obie, patrząc w dal.
Każda, w swoje marzenia o przyszłości...
- Ty nie wiesz, dlaczego nasz historyczny oprawca, taki jest?
Zapytałam kiedyś, kogoś.
Usłyszałam, że stracił ukochaną żonę, w gwałtowny sposób.
Z synem, jakoś nigdy nie potrafił się dogadać.
Od kilku lat, był zupełnie sam.
On i jego książki o historii.
Zgorzkniały cień człowieka, z fascynującą wręcz wiedzą.
- Słucham! Kto mi odpowie na moje pytania!
Jego donośny, stanowczy głos przerwał moje rozmyślania.
- Może ty, klasowa mądralo?!
Tym razem, też mi zacytujesz bohatersko, tych swoich Pink Floyd'ów?!
Patrzył na mnie swoimi...
Właśnie.
Nie miał złych oczu.
To raczej spojrzenie, samotnego, pogrążonego w bólu człowieka.
Wstałam i zaczęłam mówić.
Patrzyłam zdumiona, jak jego wzrok łagodnieje.
Jest wręcz zaskoczony.
- Skąd ty to wszystko wiesz?!
- Od pana.
- Nie dyktowałem wam tego!
- Nie.
Mówił pan, opowiadał.
A ja tylko notowałam.
Wyciągnęłam dłoń z zabazgraną kartką.
Pierwszy raz, wszyscy, dostrzegliśmy cień uśmiechu.
- Będą z ciebie kiedyś ludzie, Werner...
Po blisko dwudziestu latach.
Melduję Panie Profesorze, że chyba są.....
Szczęśliwych wakacji !