Nasze niebo zazwyczaj jest błękitne.
Z wyraźnym, ciepłym, jasnym słońcem.
Często, pojawia sie na nim różnobarwna tęcza.
Motyle, ptaki, bańki mydlane, latawce...
Nasze niebo.
I nadchodzi ten czas, gdy to wszystko zasłania potężna, czarna chmura.
Środek nocy.
Budzi mnie znajomy, za każdym razem tak samo przerażający dźwięk.
Zrywam się z łóżka, biegnę do jego pokoju, podaje leki rozszerzające oskrzela, robię drenaż.
Jego głowa, opada w końcu ciężko na moje ramię.
Bezgłośne łzy z moich oczu, kapią na podłogę.
- Spróbujesz lekami w domu?- pytam.
- A jest sens mamo? Zatruje się nimi, wymęczą mnie, pomogą to fakt ale na jak długo?
Tydzień może dwa, a w końcu i tak wyląduję pod kroplówką- odpowiada wyczerpany atakiem.
- Zadzwonię w poniedziałek, spróbuję załatwić ci jak najszybciej jakieś miejsce w szpitalu- głaszczę jego mokre od wysiłku włosy.
Zaczęło się trzy tygodnie temu.
Stopniowo- jak zwykle.
Najpierw, odbiera apetyt i jego ciało gwałtownie znika.
Później, rzuca na jego twarz sino- szary odcień.
Zabiera mu siły, z godziny na godzinę, staję się coraz słabszy.
Coraz wcześniej wraca od kolegów, coraz dłużej musi po takim wyjściu odpoczywać.
Kaszle tak, że nie jest w stanie spokojnie wypowiedzieć jednego zdania, często po prostu nie dokańcza zrezygnowany i zdenerwowany.
Na końcu odbiera mu sen, przykręca tlen, zasłania usta i nie pozwala oddychać.
Ona. Mukowiscydoza.
On, przez najbliższe tygodnie, będzie znowu tam.
Na obcym łóżku, wśród obcych ludzi.
Będzie z całych sił walczył z nią, o własne życie.
Będzie wyszarpywał z nadludzkim wysiłkiem, każdy kolejny swój dzień.
Ja, będę tu, w naszym domu.
W dzień starała się omijać jego pokój.
Pusty pokój.
Pójdę tam w nocy, szukać zapachu mojego syna.
Zwinięta w kłębek na podłodze, starała się opanować bezsilność i ból.
Będę patrzyła na moją przerażoną córkę i usiłowała mądrze odpowiedzieć, gdy kolejny raz zapyta:
- Mamo, czy mój brat umrze? Mamo, czy on do nas wróci?
Lecz też, całą sobą, będę wierzyła w to, że gdy w końcu podniosę głowę do góry, ujrzę nasze czyste, lazurowe niebo i czując dotyk jego dłoni, usłyszę:
- Już jestem, mamo...
fot.arch. prywatne
Cholerny świat...Co ten dzieciak komu zrobił, że tak cierpi?
OdpowiedzUsuńNigdy nie będę tego w stanie pojąć i zaakceptować!
Trzymam za Was oboje kciuki, bo genialni z was ludzie!
Bartosz
Jesteścię oboje, porażająco wręcz piękni!!! A Ty Aniko jestes fantastyczną matką a jakiej marzy każde dziecko..Jestem Wami oczarowany! Budrys- Wrocław
OdpowiedzUsuńWalcz i nie rezygnuj aby uśmiech na waszych twarzach był taki jak na zdjęciu cały czas.. .
OdpowiedzUsuńPopłakałam się czytając ten komentarz. Widać że bardzo się kochacie i Wasza miłość pozwoli Wam przetrwać najgorsze chwilę. Życzę Patrykowi dużo zdrowia i sił w walce z chorobą.
OdpowiedzUsuńdużo bym dała, za to, żeby te biedne dzieci przestały tak cierpieć. To niesprawiedliwe...
OdpowiedzUsuń