środa, 18 czerwca 2014

Przystań...

- Wszystko wygląda jakoś inaczej, gdy wracam od ciebie.
 Myśli, uleciały z niej, cichym szeptem.
Autobus poruszał się ospały.
 Widok cmentarza, zostawał coraz bardziej za nią.

Mimo łez, które jej towarzyszyły, gdy tam była.
Wracała w to miejsce zawsze, gdy musiała, pobyć sama ze sobą.
Gdy chciała o coś zapytać, poradzić się, pomyśleć głośno.
Siadała na płycie pomnika i rozmawiała z nim, jakby nadal był obok.

- Gdzie byłaś mamo?
 U taty?
 Co u niego?
 Przepraszam, głupi żart- patrzył wystraszony.
- A wiesz , długo nie gadaliśmy bo poleciał na koncert z Cobainem- mrugnęła.
- Myślisz mamo, że tata będzie?
 No wiesz, jak ja już będę musiał, stąd spadać...
- Znając twoje tendencję do wiecznego błądzenia, pewnie po ciebie wpadnie- starała się uśmiechać.

Kiedyś ktoś zarzucił mi, że zbyt swobodnie rozmawiam o tym z  dzieckiem.
O tym co nieuniknione.
Co czeka każdego z nas.
Mówiono mi też, że powroty do przeszłości, nie są niczym dobrym.
Moja babcia powtarzała po kimś znanym, że to z pamięci o naszych najbliższych.
Z pamięci o przeszłości, utkana jest nasza własna tożsamość.

Nie unikam z synem rozmów o śmierci.
 Choć trudne są i bolesne.
Nie omijam celowo tematu.
 Nie wpajam mu bez sensu, że będzie super, gdy akurat ma krwioplucie.
Nie odbieram też nadziei.
Tłumaczę, że wszystko ma jakiś sens, że wszystko jest nam potrzebne.
Choć może czasem niezrozumiałe, niesprawiedliwe.
Gdy się boi trzymam go za rękę, żeby wiedział, że przejdziemy to razem.
Nawet, jeśli będzie to ostatnia nasza podróż.
Nie planuje za długo do przodu.
Ponieważ wiem, że nasz czas, może skończyć się jutro.
Cieszymy się każdym dniem, czerpiemy z niego ile możemy.
Mówimy sobie, że się kochamy, często przytulamy.
Staramy spędzać ze sobą czas.
I żyjemy normalnie, kłócimy czasem.
 Czasem, do siebie nie odzywamy.
Miewa, że mamy siebie oboje, serdecznie dość.
Po prostu.
Zawsze razem jemy obiady, przy których rozmawiamy.
I dławimy się ze śmiechu.
Przestałam się zadręczać pytaniami, co będzie gdy...

Życie, co dzień uczy mnie nowych doświadczeń.
Oswaja z lękiem, daje lekcje głębokiej pokory.
Każe dostrzegać małe cuda, celebrować każdą minutę.
I dzięki temu, dobiłam do swojego brzegu.
Znalazłam swoją przystań.

"Wiele dni, wiele lat, czas nas uczy pogody,
zaplącze drogi, pomyli prawdy,
nim zboże oddzieli od trawy..."

Dla wszystkich " muko" mam.
Macie niesamowite dzieci!
Te dzieci mają, niesamowite mamy...













8 komentarzy:

  1. Anika......
    dziękuję Ci.....
    muko mama Magdy

    OdpowiedzUsuń
  2. jesteś jedną z najlepszych matek jakie znam.
    Relacji z dziećmi zazdrości Ci chyba każdy.
    Mądrości w sercu, ja sam zazdroszczę Ci osobiście.
    Bo Ty mądrze kochasz, nie każdy to potrafi.
    Piękny tekst!
    Bartosz

    OdpowiedzUsuń
  3. Hmm.. tak właśnie jest jak napisałaś Aniu. Powód rozmów, o których wspominasz w swoim wpisie jest oczywiście tragiczny i lepiej aby tego powodu nie było. Ale fakt jest taki, że ten powód przyspiesza te rozmowy, które odbywają się de facto u samego kresu - tyle, że w przypadku ludzi zdrowych rozmowy te dochodzą do skutku po wielu, wielu błędach - i to w dodatku życiowych. W większości z kolei przypadków osób zdrowych - w ogóle do tych rozmów nie dochodzi, a są one akurat potrzebne aby lepiej zrozumieć nie tylko swoje istnienie, ale także aby lepiej zrozumieć sens więzi, która jest i która jest mimo choroby. Dotyczy to nie tylko więzi dziecko-rodzic, ale także więzi wynikającej ze związku, jak również z przyjaźni, koleżeństwa, a nawet znajomości, ale takiej znajomości, która nie jest dla nas obojętna.
    Rozmowy, o których piszesz o ile dochodzą one u kresu u ludzi zdrowych, o tyle w naszej społeczności rozmowy te są na długo przed nie tylko kresem, ale także na długo przed popełnieniem wielu nieodwracalnych błędów. Jakich błędów? Choćby błędów w relacji popełnianych przeważnie przez osoby zdrowe, jak choćby ignorancja, brak czasu, zniecierpliwienie i wieczne "później - daj mi spokój". W naszej rzeczywistości nie możemy sobie na takie błędy pozwolić, bo nie mamy tyle czasu by czekać na czas, w którym byśmy skutki owych błędów chcieli starać się przynajmniej w części odwrócić.
    Opowiedziałaś Aniu z jednej strony w wielki skrócie o wielkim dramacie, ale jednocześnie o wielkim szczęściu polegającym na pełnej i faktycznej więzi - więzi między ludźmi, a nie więzi wynikającej z przypadkowości pokrewieństwa, działającej "chemii", czy okoliczności takich czy innych decydujących o spotkaniu.

    OdpowiedzUsuń
  4. Wszystkie dzieci zasługują na taką matkę jak Ty. Nie mówię, że inne matki są gorsze. Po prostu ścieżka, którą podążasz, wydaje się prowadzić do szczęścia Twojego i syna. Mamuśki mają z reguły lepszy kontakt z synami niż ojcowie ( autopsja ). Czasami trochę zazdroszczę żonie tej jej matczynej cierpliwości i miękkości. Ja jestem raczej "tym złym", co się o wszystko czepia.
    A Pani z cmentarza chciałbym powiedzieć, że szanuję Jej pamięć o mężu, a jednocześnie przekazać, żeby nie spuszczała wzroku tylko na płytę nagrobka. Powinna podnieść wzrok, rozejrzeć się dookoła, bo gdzieś tam jest napewno ktoś, kto chętnie zagościłby w Jej sercu.
    Aniko, Ty wiesz, że pisać potrafisz, a ja dowiaduję się tego, z każdym Twoim wpisem.
    Serdecznie pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  5. zajebista mamuśka :) no i dzieci zajebiste !
    zet.

    OdpowiedzUsuń
  6. nie chcę nic dodać. wszystko już powiedziałaś :*

    OdpowiedzUsuń
  7. powinna pani ksiazke napisac bo pani wpisy sa super takie ciekawe ,madre.

    OdpowiedzUsuń
  8. Jak zawsze ścisnęło serducho. Pozdrawiam muko mamę - muko mama.

    OdpowiedzUsuń