Mijałam go, praktycznie każdego dnia.
Stał tam gdzie zwykle oni wszyscy. Tacy sami.
W brudnych, zniszczonych ubraniach.
Już pod wpływem świeżego, wyżebranego wina lub w oparach jeszcze wczorajszego.
Wiecznie zaczepiający i proszący o
pieniądze na chleb...
Na chleb w szklanej butelce, po którym łatwiej
znieść im ból wegetacji, bo przecież życiem tego nazwać nie
można.
Tak myślałam...
On jednak się wyróżniał.
Nie był
bardziej czysty, trzeźwy.
Tylko stał jakby z boku, obserwował, nie
prosił o nic, nic nie mówił.
Patrzył na drzewa, góry, ludzi. Czasem siedział na ławce i czytał książki, które miał w pomiętej reklamówce.
Patrzył na drzewa, góry, ludzi. Czasem siedział na ławce i czytał książki, które miał w pomiętej reklamówce.
Wracałam kiedyś z córką z zakupów,
gdy usłyszałam jak mówi do niego „dzień dobry”. Zapytałam
czy go zna?
Odpowiedziała - Nie, ale kiedyś
byłyśmy tu z koleżanką i chłopcy z osiedla tego pana zaczepiali, a on im
opowiedział anegdotę o głupcach i mędrcu. Było im strasznie
wstyd, a ja pomyślałam, że to przecież człowiek mamo. Skąd
wiadomo dlaczego mieszka na ławce?
Tego dnia szłam tą samą drogą
później niż zwykle, pogrążona we własnych myślach, gdy nagle
wyrwało mnie z nich - Czas nie znosi, aby go zabijano, gdybyś była z nim
w dobrych stosunkach zrobiłby dla ciebie, z twoim zegarem wszystko,
co byś tylko chciała. Zatrzymałam się...
To jeden z moich ulubionych cytatów
ukochanej „Alicji w krainie czarów”. Usiadłam obok niego na
ławce, trzymał książkę w rękach, wyciągnął termos i zapytał
czy nie chcę herbaty.
Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, trzymałam kubek w rękach.
- Powiedz mi, gdzie ci ludzie tak się
ciągle spieszą? - zapytał.
-Wiesz, różnie.
Jedni do
pracy, drudzy z pracy do domu, jeszcze inni po dzieci do szkoły.
Zakochani pędzą ratować swoje rozpadające się związki, a tamta
pani popatrz, trzyma w dłoniach teczkę z dokumentami, może właśnie
biegnie zapłacić rachunki za dom. Zawiesiłam się bo nagle, nie
wiedząc dlaczego zrobiło mi się jakoś przykro.
- Pij herbatę, bo zmarzniesz
- uśmiechnął się - Wiem, o czym pomyślałaś. Dom to pojęcie
względne, jest tam, gdzie ty zechcesz, żeby był.
- Zbliża się zima... - chciałam
jakoś wybrnąć.
- Nie moja pierwsza, na tej czy innej
ławce, klatce schodowej, schronisku, altance.
Popatrz jakim jestem
bogatym człowiekiem! Miałaś w życiu tyle domów
dziecino?- roześmiał się, a ja z nim.
- Bywa ciężko.
Bywam głodny, chory, jest mi zimno, chce mi się pić, ale.. Sam wybrałem taki los. Jestem jego panem, sprawcą. Nawet, nie wypada więc narzekać - wciąż miał pogodną twarz.
Bywam głodny, chory, jest mi zimno, chce mi się pić, ale.. Sam wybrałem taki los. Jestem jego panem, sprawcą. Nawet, nie wypada więc narzekać - wciąż miał pogodną twarz.
Usiłowałam coś z niej
wyczytać...
Bardzo łagodne rysy, ciepłe, mądre oczy. Każde
wypowiedziane zdanie przepełnione nieprzesadną, prostą
mądrością....
- Nie dziecino. Nie usłyszysz, że
miałem żonę, która zginęła w wypadku. Albo, że byłem wiecznie
pijanym niewdzięcznikiem, którego nie chcą znać własne dzieci
lub też zagubionym filozofem, który w widoku gór szuka wyjaśnień
swych teorii.
Nie jestem również zbiegłym więźniem, nigdy nikogo
nie skrzywdziłem.
Mówi się, że nikt nigdy nie jest
sam...
Ja w swoim życiu na tyle sam byłem, że inaczej nie potrafię.
Pracowałem w wiejskiej
bibliotece, gdzie umęczeni ludzie, prawie nie zaglądali.
Mieszkałem w niej.
Ja, moje książki i zaprzyjaźniona mysz - przez
cały czas się lekko uśmiechał.
Aż któregoś dnia wszystko
spłonęło. Wszystko prócz mnie i tego - uniósł w rękach
reklamówkę z kilkoma książkami i wtedy posmutniał.
- Tyle pięknych pozycji.
Wspaniałych, przenoszących w inny, lepszy świat zapisanych
kartek.
Tyle historii, które pozwalały mi poznawać inne lądy.- po jego policzku spłynęła łza.
Moje zdumione oczy, też były
mokre.
Nadal go spotykałam, tam gdzie
zawsze.
Nadal mnie nie zaczepiał. Uśmiechał tylko gdy przechodząc,
nieśmiało, żeby nie urazić, kładłam śniadanie lub pożyczałam mu książki.
Czasem słuchałam jak coś cytuję.
Taka cicha, wręcz mistyczna przyjaźń?
A może lepiej tego nie nazywać?
Zniknął zimą.
Pomyślałam, że
nawet lepiej.
Pewnie przeniósł się do któregoś ze swoich „domów".
Nie wrócił już....
Nadal chodzę tamtędy bardzo często i
mijam, tę pustą ławkę.
I zawsze wtedy zastanawiam się, komu
teraz czyta...
o czymś byś nie pisała, wzruszasz i zmuszasz do tego żeby się zatrzymać...dziękuję L
OdpowiedzUsuńaż trudno coś powiedzieć
OdpowiedzUsuńdziękuję
Znowu odebrało mowę ...
OdpowiedzUsuńAutorko, jesteś niesamowita. Po prostu niesamowita, inspirujesz do działania, do walki, do kochania ludzi. Dziękuję za to, że piszesz tego bloga. Będę śledzić. I oczywiście trzymać za Was kciuki! :)
OdpowiedzUsuńPrzepiękne są te twoje posty. Uważam tak jak moje poprzedniczki zapiera dech w piersiach.
OdpowiedzUsuń