wtorek, 25 lutego 2014

"..jeśli go nie znałeś, to nie żałuj..."

W pokoju mojego syna, na półce, stoi niebieski model Fiata 126 p.
I mimo tego, że już dawno wyrósł z samochodzików, zabawek,  to autko ma swoje specjalne miejsce.
Jest jak relikwia, nie każdemu wolno go dotknąć.

Rabczańska "trójka" oddział dla ciężko, nieuleczalnie chorych.
Straszący złym stanem, szary, rozpadający się  budynek.
 Wewnątrz, obdrapane ściany, wypadające z ram, nieszczelne okna, stare łóżka.
A na nich ONI.
 Dzieci i młodzież z wyrokiem śmierci.
Uwięzieni  w swych salach, przykuci do nich  rurką z tlenem. Świat widzą tylko przez szybę.

Weszłam na stołówkę zabrać obiad dla syna, bo  sam nie był w stanie zejść żeby zjeść.
 On siedział lekko skulony przy stole, bardzo drobny, z dziecięcą wręcz twarzą,  ubraną w okulary z bardzo grubymi szkłami.
Zapytał z uśmiechem, czy też jestem "muko" na leczeniu.
 Zaprzeczyłam śmiejąc się,  i wyjaśniłam, że jestem mamą Johnego.
- Fajną ma mamę- wyczułam jakiś smutek w wypowiedzianym przez niego zdaniu.
Później zrozumiałam, skąd się wziął.

Przychodził w odwiedziny i za każdym razem porażał swoim optymizmem.
Zastanawiałam się nieraz, jakim cudem  w nim tyle wigoru, bo przecież widziałam jak wygląda.
 Choroba wyniszczyła go do cna, był wychudzony, słaby. Kaszlał tak głośno i strasznie, że było słychać poza budynkiem. Co chwilę też jego płuca, a raczej to co z nich zostało, szarpały krwotoki.
Opowiadał przezabawne historie.
 Był najbardziej upartym człowiekiem jakiego poznałam, bo choć wyniki mówiły co innego, on po prostu wstawał, udawał się  nami na długi spacer.
 Ledwo miał siły przebierać nogami, widziałam to, a jednak szedł, jakby śmiejąc  się chorobie w twarz.
Rozmawiał z Johnym, słyszałam jak tłumaczył mu, żeby mnie szanował i każdego dnia dziękował losowi za to, że mnie ma.
Oswajał mojego syna z mukowiscydozą, udzielał rad.
Zawsze byłam mu za to wdzięczna, bo ja nigdy nie umiałabym zrobić tego w taki sposób. Nie jestem jedną z nich.

Siedzieliśmy wieczorem na ławce obok instytutu, sami.
Opowiedział mi wtedy o tym, jak był niechciany.
 Najpierw w domu dziecka, następnie u sióstr zakonnych.
Wtedy zrozumiałam dlaczego wtedy, na stołówce...
 Nie miał matki, nie miał nikogo bliskiego.
 Był sam.

Kilka dni przed naszym powrotem, podarował Johnemu ten model Fiata i powiedział:
- Jak już mnie nie będzie, to puść go czasem po dywanie, wiesz żebym sobie pojeździł- wciąż się uśmiechał.
Wyjeżdżaliśmy do domu pod koniec czerwca, zszedł się pożegnać.
- Co ty mnie tak mocno ściskasz?- zapytałam.
- Wiesz tyle mojego, że pod pretekstem pożegnania mogę się w końcu do ciebie przykleić- odpowiedział i dodał:
- Dbajcie o siebie, będę was czasem odwiedzał w snach, bo my już się niestety nie zobaczymy.
Udawałam, że nie słyszę.

Pisaliśmy do siebie, dzwoniliśmy.
 Był dobrym, mądrym przyjacielem.

Zabrała Go kilka miesięcy później, w deszczową, zimną noc.
Zdążył skończyć 20 lat i nauczyć mnie pokory.

Ku pamięci Kamila Olczaka - niesamowitego, zwykłego bohatera.

XIII Ogólnopolski Tydzień Mukowiscydozy
24.02.2014 – 02.03.2014





4 komentarze:

  1. nie żałuję....ale już zaczynam rozumieć co tak ukształtowało Pani niesamowitą osobowość...ogromny szacunek dla Pani...a piszę Pani tak przejmująco mądrze, że aż człowiek zazdrości, że sam tak nie potrafi...

    OdpowiedzUsuń
  2. Z Kamilem rozmawiałem tylko raz. Odwiedziliśmy z żoną "trójkę", jej pacjentów i personel. Przy tej okazji chcieliśmy się zmierzyć ze wspomnieniem wydarzeń sprzed kilku miesięcy. Kamil zagadał do mnie - "Ja pana znam. Byłem tu wtedy, gdy zmarła pana córka. Widziałem wszystko. Bardzo panu współczuję"."Ja ciebie też znam Kamilu. Bardzo ci dziękuję za te słowa". Uścisk dłoni. Męskie , twarde spojrzenia. I na koniec coś zaskakującego. "Wie pan, też chciałbym żeby po mnie ktoś tak płakał". Dziękuję ci Aniu za ten tekst, dzięki niemu po latach znów mogłem spełnić pragnienie Kamila. tatusiek

    OdpowiedzUsuń
  3. Przeczytałam wszystkie wpisy na tym blogu i jestem spragniona kolejnych. Ogromny szacunek dla Pani.

    A co do tego wpisu. Kamil będzie w Naszych sercach już zawsze. Tam u góry jest z naszymi muko-aniołami.

    OdpowiedzUsuń
  4. Po przeczytaniu tego wpisu przekonuję się coraz bardziej, że sens tkwi w tym by cieszyć się każdym dniem i czerpać z niego jak najwięcej. Czasami się zastanawiam skąd Ty bierzesz tyle siły...masz mega wielkie serce a Johny najlepszą mamę na świecie.
    Pozdrawiam cieplutko,
    Emilka

    OdpowiedzUsuń