poniedziałek, 10 marca 2014

Don't worry...

Siedzę na kanapie, leniwie popijając kefir i coś tam skrobie na kartce papieru.

- Mamo, a ta cała miłość, to jest trochę przerysowana co nie?
Pamiętam, że jak  tylko tatę coś wkurzyłaś, to zaraz ci mówił : Mysza zobaczysz!  Jeszcze moment, a się z tobą rozwiodę!
A teraz z kolei, jak cię Michał czymś zdenerwuje, to zaraz mu grozisz, że będzie spał na balkonie.
No i gdzie ta miłość jak z filmu?
A swoją drogą, to ciekawe, czym teraz będziesz go straszyła, jak lato idzie- słyszę wywód mojej córki.
- Nasza piwniczka jest przyjemniusia- z pokoju wyłania się uradowany swoim pomysłem Johny.

Milczę niewzruszona.

- A zresztą, co ty Duśka możesz o uczuciach wiedzieć?!- Johny zmienia ton - Jak ja byłem w twoim wieku,to nic nie wiedziałem.
 Teraz, to już mogę coś na ten temat powiedzieć, ale ty dzieciaku?!
- Wiesz co! Żebyś zaraz przypadkiem nie wyłysiał! Staruszku- burczy córka.
A w ogóle, to pytał cię ktoś o zdanie?!
 Ty tam wiesz najwięcej.
  Tylko, albo nad Sanem z chłopakami siedzicie, albo w piłkę kopiecie, albo walisz w tę perkusje jakby ci się coś w głowę stało.
- Mamo, weź jej coś powiedz bo wiesz, że ja jestem pokojowo do życia nastawiony ale do czasu- słyszę wzburzony głos syna.
- I po co mi jakiś Madjan?! Ja z nim muszę od jedenastu lat regularne walki toczyć, od rana do nocy- jej głos, jest już na granicy krzyku.
- Majdan, głąbie- słyszę jego szyderczy śmiech.

I wiem, że już muszę wkroczyć.

- A lekcje, to wy macie odrobione?- stary chwyt, którego nie znosiłam u swoich rodziców i zawsze powtarzałam sobie, że ja go na swoich dzieciach, stosowała nie będę.
- Mamo, jaka ty czasem jesteś.. tradycyjna matka, to aż nie mogę- córka kombinuje, słyszę to w jej głosie- Taka pogoda! Może byśmy z piwnicy wygrzebały nasz stary latawiec i pobiegały, po drugiej stronie rzeki?
- A wiatru, to sobie chyba nadmuchasz- Johny, znowu przystępuje do ataku.
- I to ja jestem głąbem? Chyba to logiczne, że jak biegniesz, to wiatr się sam tworzy- słyszę poważną irytację.
- Tak, a jak plujesz do góry, do deszcz spadnie- triumfuje syn.
Duśka udając, że go nie słyszała pyta:
- A może jeszcze rolki wezmę?
- Tak, weź jeszcze konia kup i z tymi rolkami na  niego wsiądź. Wtedy jak zagalopuje, to już będziesz miała nawet  tornado- samej już chce mi się śmiać, ale powstrzymuję się w ostatniej chwili i patrzę na niego z wyrzutem.
- A własnie mamuś. A będziemy kiedyś mieli dom i konia?- słyszę jej ciepły głos.
- Dziecko moje! Co tam koń?! Całą stadninę!
 I jeszcze małpy na drzewach obok domu i słonie- kończę z uśmiechem.
- Ty się mamo nabijasz, a ja sama słyszałam, jak Michał mówił ostatnio.
 Jak będziemy mieli dom, to najpierw będzie tam miejsce dla wszystkich twoich psów, niedźwiadków, sów i wilków i dopiero wtedy, nam jakąś przybudówkę postawisz- uśmiecha się do mnie z przekąsem.
- Tak ci powiedział?
 Masz rację. Muszę w takim razie,  pomyśleć intensywniej o tym zbliżającym się lecie- obmyślam małą zemstę.
- Ja tam się o miejsce nie martwię- słyszę jego  stłumiony głos z lodówki- I tak pół swojego życia będę w ciągłej trasie koncertowej, na walizkach.
 Gwiazdy metalu rzadko bywają w domu. Jak dla mnie, w moim pokoju może mieszkać nawet orangutan- wyłania się z upolowanym kabanosem.
- Orangutan mówisz? Czyli, wielkiej różnicy by nie było- nie patrzę na nią ale widzę, minę zwycięzcy.

Przyjemną, rodzinną pogawędkę przerywa telefon. Jedna z moich bardziej postrzelonych przyjaciółek.
- Maleńka, słuchaj! Czy ja ostatnio u ciebie nie zostawiłam gdzieś swojego rozumu?- słyszę w słuchawce, torpedą wypowiedziane zdanie- Bo moja matka twierdzi, że ja go gdzieś postradałam.
- Wiesz kochana, jak go Luna nie pożarła, to może i gdzieś tu jest.
 Rozumiem , że chcesz wpaść- pytam, dobrze znając odpowiedź.
- No własnie się ubieram.
 Luna mówisz? O kochana, jeśli tak, to będziesz miała świnkę morską geniusza!- parska mi w słuchawkę.
Patrzę przez chwile na klatkę i widzę, jak Luna usiłuje sobie zarzucić na głowę pojemnik na suchą karmę. Udaje wtedy, że jej nie ma.
- Wiesz co Aśka, ona chyba jednak  zjadła ten twój rozum, ale nie martw się, coś zaradzimy.
- Mała, to ty się martw i przypadkiem jej z klatki nie wypuszczaj- śmiejemy się już obie.

Znalazłam latawiec, jutro go wypróbujemy.
Aśka tłumaczy dzieciakom definicje miłości. Nie wiem czy się cieszyć, czy bać.
Dopijam mój kefir.
Słonko zachodzi. Prześpi się i wróci o świcie.
Czy ja ci coś rano bredziłam Edzia, że się poddaje, a wszystko jest do kitu?...:)


8 komentarzy:

  1. uwielbiam Cię! :D

    OdpowiedzUsuń
  2. "– A czym byliby ludzie bez miłości?
    GINĄCYM GATUNKIEM, odparł Śmierć" Ty nigdy nie umrzesz kobieto :)

    OdpowiedzUsuń
  3. dawno się tak nie uśmiałem:) jesteście niesamowitą rodziną!

    OdpowiedzUsuń
  4. No kochana. Wciąga. Siądę i od początku pomału ogarnę :)

    OdpowiedzUsuń
  5. I się popłakałam. Będzie mi WAS bardzo brakować :(

    OdpowiedzUsuń
  6. i jak tu nie kochać życia...
    Pozdrawiam cieplutko,
    Emilka

    OdpowiedzUsuń
  7. no w końcu coś radosnego, pozytywnego i optymistycznego... żyć się chce ;) Może i ja kiedyś Cię nawiedzę w poszukiwaniu rozumu... choć nie mojego, ale dodatkowy czasem by się przydał :), tak na wymianę...

    OdpowiedzUsuń
  8. Dobrze mieć brata, siostrę. Dobrze mieć dzieci

    OdpowiedzUsuń