- No to co Johny? Dziś ci się wyrok odsiadki kończy i wychodzisz chyba?- lekarz uśmiecha się porozumiewawczo, reszta personelu milczy.
- Ja jestem gotowy do wyjścia już od wczoraj. Nawet w ubraniach spałem- pielęgniarki zaczynają się śmiać, a lekarz kręci z niedowierzaniem głową i pyta:
- Wiesz, wyniki rewelacyjne nie są. Co z tym zrobimy? Masz jakiś pomysł?
- Proponuję panie doktorze żeby resztę wyroku wziął mi pan w zawias. Najlepiej, na czas nieokreślony i bardzo odległy- wszyscy wybuchamy śmiechem.
Pakujemy rzeczy,uściśnięcie dłoni doktora i podziękowanie za opiekę.
Opuszczamy mury szpitala.
Idziemy.
Nagle, zatrzymuje się i nie przestając się uśmiechać, krzyczy: "wolność!!!".
Z trudem powstrzymuję łzy i udaję, że na niego nie patrzę.
Dom. Odpoczywa. Wchodzi do swojego pokoju. Dawno tu nie był.
Dotyka opuszkami palców swoich płyt, plakatów, książek, gitary.
Kładzie się na swoim łóżku i patrząc w sufit wzdycha:
- W końcu moje klimaty. Mamo, zrobisz moje ulubione spaghetti na obiad?
- Nie wiem, czy mi się chce. W końcu, nie wróciła do domu jakaś królowa angielska- usiłuje zachować poważną minę.
- Królowa nie. Tylko skromny, mega przystojny gwiazdor metalu- śmiejemy się oboje.
Czternaście lat rozstań i powrotów.
Nieprzespanych, przez meczący kaszel nocy i wspólnych koncertów.
Walki z bezsilnością i naszych tajemnych rozmów.
Ciągłego przyjmowania ton leków i szaleństw, podczas wypraw w Bieszczady.
Łez, gdy odchodzi ktoś z naszych, naznaczonych tą samą chorobą znajomych i salw śmiechu podczas wypadu do kina.
Zmagań z brakiem apetytu, z atakującymi infekcjami i beztroską jazdą na rowerze, czy grą w piłkę nad rzeką.
Nierozerwalna więź między nami.
- Ile tym razem pomieszkasz w domu?- pytam lekko zamyślona.
- Postaram się, jak najdłużej- odpowiada.
Milczymy, siedząc obok siebie.
- Mamo, dobrze, że w tych salach szpitalnych nie mają kamer zamontowanych- słyszę nagle.
- Kamer? A co się stało?
- Nic. Tylko obawiam się, że gdyby ktoś zobaczył nasz wczorajszy występ...
- Mówisz o odśpiewaniu utworu Boba Marleya? I specjalnie do tego wymyślonym spontanicznie, układem choreograficznym?
- Dokładnie o tym! Pewnie, gdyby to zobaczyli, tobie zaproponowaliby pobyt na innym oddziale, a mi co najmniej tomografie głowy- parskamy śmiechem.
Kocham Cię mój synu.
I wiesz...
W naszym mieszkaniu też nie ma kamer...:)
Jesteś niesamowita! obije jesteście:)
OdpowiedzUsuńDobrze, że macie chwilę spokoju z tym przebrzydłym szpitalem :)
OdpowiedzUsuńPiękny tekst.....
OdpowiedzUsuńWiadziałam dziś jak szliścię razem trochę jak rodzeństwo bo ty bardzo młodo wyglądasz Anika ale.. Aż zazdroszczę tej magii między wami tego jak syn cię szanuje a ty mądrze kochasz.. I tak cudownie ubierasz uczucia w słowa..dziękuje ci, wam
OdpowiedzUsuńJa też z trudem powstrzymuję łzy ze wzruszenia i czytam po raz kolejny.Trudno bylo o Was nie myśleć w tych dniach... Tylko pisania teraz nie zawieszaj Anika.
OdpowiedzUsuńPisanie jest dla mnie oddech, więc nie da rady go zawiesić:) Dziękuję
OdpowiedzUsuńChciałoby się napisać 'wzruszyłam się' ale to zbyt banalne i zbyt proste, by przedstawić to w tak krótkim stwierdzeniu. Ujęłaś tu cały Twój świat = macierzyństwo. Nie znam nikogo kto by doceniał każdą chwilę, oddech, najmniejszy gest, spojrzenie... i cieszył przy tym swoje zmysły w taki sposób w jaki Ty to robisz. Masz super skromnego, pełnego energii i zapału do życia syna... pomimo tego wszystkiego! Może dlatego czasami co niektórym przydałaby się taka lekcja życia jaką przechodzi Twój syn codziennie - niełatwa ale jakże ucząca szeroko pojętej tolerancji.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko,
Emilka
Jesteście wyjątkowi!
OdpowiedzUsuńhttps://www.youtube.com/watch?v=4xjPODksI08
OdpowiedzUsuńZa to że jesteś, kim jesteś i tak wspaniale piszesz. Ten teledysk choć nie jest mój jest dla Ciebie i Twojego syna.
dziękujemy Panie Grzegorzu i serdecznie pozdrawiamy:) Anika i Johny:)
OdpowiedzUsuń