wtorek, 16 września 2014

Koniec jest początkiem...

Mówią, że żałoba ma 5 etapów.
Zaprzeczenie.
Gniew.
Negocjacje.
Depresja.
Akceptacja.

1 marca 2012 roku.
Godzina 8.00.
Odbieram telefon.
Słyszę głos.
Rozumiem i nie rozumiem co mówi.
Słuchawka wypada mi z rąk.
Obok mnie siedzi mój ojciec.
Zaczyna płakać.
Ja siedzę nieruchomo.
Patrzę w jeden punkt.
Chcę ale nie potrafię się ruszyć.
Słyszę, rozpaczliwy krzyk mojego syna.
Myślę, co powiem przebywającej w szkole córce.
Wstaję.
Wyciągam z szafy garnitur.
Dziesięć miesięcy temu, miał go na naszym ślubie.
Wsiadam do samochodu.
Widzę puste, szpitalne łóżko.
Leżał w nim, jeszcze wczoraj.
Ktoś podaje mi reklamówkę.
Mówi, że to rzeczy, które po nim zostały.
Wchodzę do kostnicy.
Pracownik rozsuwa zamek, czarnego worka.
Wyłania się jego piękną twarz.
Ja nic nie widzę.
- To nie on - myślę.
Znowu wsiadam do auta.
Nawet nie pytam, gdzie jedziemy.
Wybór trumny, kwiatów, wzoru klepsydry.
Wracam do domu.
Krzątam się po kuchni.
Robię obiad dla dzieci.
Czekam, aż zadzwoni.
Czekam, że otworzą się drzwi.
Czekam, że on wróci.
Nie umarł.
We mnie, dla mnie, nie umarł.
Zaprzeczam.

Widzę tłum ludzi, przed kaplicą.
Wchodzę do środka.
Nie czuję nic, nawet zimna.
Nie patrzę na trumnę.
Jestem wściekła.
Choć nie umiem pojąć na co i dlaczego.
Patrzę jak znika w ciemnym dole.
Ludzie podchodzą, coś mówią, płaczą.
Nie słyszę, nie widzę, nie odczuwam nic.
Mija tydzień, dwa.
Mija miesiąc.
Narasta we mnie złość.
Myślę o nim, wyłącznie źle.
Obiecanki-cacanki.
Zawsze, na zawsze.
Gdyby nas tak bardzo kochał, nie zostawiłby.
Z dnia na dzień, nagle.
A on zniknął, po prostu.
Ze wszystkim jestem sama.
On ma gdzieś, czy sobie radzę czy nie!
Jest daleko, jest tam szczęśliwy.
Ja tu cierpię, nie dostrzegam kolejnych dni.
Nie wiem co będzie ze mną, z dziećmi.
Nienawidzę go za to, że w ogóle był.
Nie mogę patrzeć, na nasze zdjęcia.
Gniewam się.

Jadę na cmentarz.
Jestem tam, niemal co dzień.
Obiecuję. 
Mówię mu, że jeśli do nas wróci.
Wszystko w sobie zmienię.
Nigdy już nie wybuchnę.
Będę bardziej dbała o dom.
Przestanę być bałaganiarą.
Zaczynam chodzić do kościoła, tylko po jedno.
Żeby ubić interes z Bogiem.
Przysięgam Mu, różne rzeczy.
Wyrzekam się wszelkiego zła.
Za jeden dzień z Łukaszem.
Za jedną godzinę.
Za jeden jego dotyk.
Za jeszcze jedno, spojrzenie w moje oczy.
Błagam.
Myślę, czy nie oddać duszy diabłu.
Za ułamek sekundy.
Jeszcze jeden, wspólny ułamek sekundy.
Negocjuję, z kim się da.

Staję się robotem.
Automatem.
Otwieram oczy.
Szykuję dzieci do szkoły.
Pilnuję, by wszystko miały.
Sprzątam mieszkanie.
Wstawiam pranie.
Idę po zakupy.
Uśmiecham się sztucznie.
Jestem miła i rozmowna.
Jem z dziećmi obiad.
Odrabiamy wspólnie lekcje.
Pilnuję terminów wizyt lekarskich.
Wychodzę ze znajomymi.
Odgrywam przed nimi, rolę życia.
Gdy wszystkich zabiera sen, ja tonę.
W kieliszku wina, łzach, cierpieniu.
We wspomnieniach, które rozdrapują tętniące rany.
Analizuje po raz setny, ostatnie pół roku.
Doszukuje się swojej winy.
Sprawdzam, moją wytrzymałość na ból.
Z podłogi, podnosi mnie zbliżający się świt.
Nakładam maskę.
Zaczynam kolejny dzień.
Czasem mi się nie udaje.
Wtedy nagle wybucham, spazmatycznym płaczem.
Na środku ulicy, sklepu, czyjegoś domu.
Staram się jednak, tego pilnować.
Siebie pilnować.
Od tego, jest noc.
Gdy nikt nie widzi.
Z wyjątkiem jej.
Depresji.

Zaczynam ubierać rzeczy, które mają kolory.
Uśmiechać się sama z siebie.
Wracam do pracy.
Widzę w lustrze, swoją twarz.
Bez maski.
Cmentarz odwiedzam rzadziej.
Umiem mówić o nim, bez łez.
Oglądam nasze zdjęcia, bez złych emocji.
Orientuję się nagle, że to już ponad dwa lata.
Zaczynam w pełni rozumieć.
Umarł.
Umarł, choć nie chciał.
Nie odszedł jednak.
Odejdzie, jeśli mu w końcu na to pozwolę.
Przestanę więzić i jego i siebie.

To, że spakuje jego rzeczy.
Ściągnę obrączkę i schowam do szuflady.
 To, że przestanę pomieszkiwać przy jego grobie.
To, że rzadziej niż zwykle, sięgnę po album ze zdjęciami.
To nie znaczy, że zapomnę.
Przestanę kochać.
Szanować.
Nikt, nie pomyśli o mnie źle.


Życie składa się z wyborów.
Żyć czy umierać?
I nie zawsze ten wybór, leży w twoich rękach.
Śmierć przychodzi kiedy chce.
Zabiera i nie obchodzą ją konsekwencje.
Nie interesują ją, twoje łzy.
Jedyne, co ty możesz zrobić.
To pogodzić się z tym.
Z nią.
Pozwolić odejść, ukochanej osobie.
A sobie, pozwolić żyć dalej.
I kochać, ponad śmierć.
To jest możliwe.
I jedno, nie przeszkadza drugiemu.
Teraz to wiem

Dziękuję, za nasze piękne 3 lata Łukasz.
I pozwalam Ci, odejść...



18 komentarzy:

  1. Jesteś....Aż nie mogę pisać, tyle przeszłaś i przechodzisz...
    Zazdroszczę Ci Twojej mądrości!
    Trzymaj się ANIKA!

    k.

    OdpowiedzUsuń
  2. To jedno z najpiękniejszych i wzruszających pożegnań jakie przeczytałem ... Twoja walka z codziennością dnia by być silną dla dzieci.. to prawda śmierć jest bezwzględną i okrutna.. ale istotą naszej straty czyni nas silnymi duchowo by cieszyć się każda sekunda nawet tą nie przyjemną ... twoje postanowienia i dobijanie targu jest walką twych wszystkich uczuć .. i teraz kiedy Twoje serce jest spokojne to jesteś gotowa na przyszłość .. że jesteś gotowa na kolejne ciosy.. nie tylko te złe .. ale i te pełne miłości i czułości na które zasługujesz ! Czytując twoje mysli przelane na papier monitora wiem że jesteś wspaniała cudowną Kobietą z pełną kumulacją uczuć . R. T. Rutkowski

    OdpowiedzUsuń
  3. ... bardzo, bardzo pięknie i autentycznie przekazujesz swoje myśli, uczucia, przemyślenia... podziwiam te zdolność, życzę siły i pozdrawiam

    L. W.

    OdpowiedzUsuń
  4. wlasnie skonczylam to czytac, pieknie to wszystko opisalas jestem pełna podziwu, że potrafisz tak pieknie pisac jestes kochana wielka w tym co robisz naprawde wielki szacun dla Ciebie - Wiolcia B.

    OdpowiedzUsuń
  5. Piszesz pięknie i prawdziwie Aniko. I prawdą jest czas pożegnania z Łukaszem. Po to, abyś mogła żyć pełnią życia, w którym zawsze będzie miejsce na wspomnienie o Nim. Z całego serducha życzę Tobie i Waszym dzieciom cudownego, pełnego uniesień i miłości życia. Szacunek Aniko.

    OdpowiedzUsuń
  6. Zaznaczam swoj slad...
    Jestes Wielka moja czarownico!
    Marta <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Jesień jest dobra na pożegnania... Zima zmrozi a wiosną nowe przyjdzie... Życie toczy się dalej...

    OdpowiedzUsuń
  8. Jak przy każdym Twoim tekście, wzruszam się i zachwycam. Najwyższy czas był na to pożegnanie. Myślę, że on się cieszy.

    OdpowiedzUsuń
  9. Koniec pewnego etapu. Teraz czas na słońce w twym życiu. Asia

    OdpowiedzUsuń
  10. Pamiętam jeden utwór, który napisał Zadyma i jest on bardzo trafny. Tytuł brzmi "Taki Nastał Czas" - zawsze w pamięci. Kóz

    OdpowiedzUsuń
  11. Jakbys opisała moja mamę... Dzieki Tobie zrozumiałam co ona czuje.... Bez taty...... A to dopiero 2 etap:(

    OdpowiedzUsuń
  12. Nie chcę być tak dzielna jak Ty, mam nadzieję, że to ja odejdę wcześniej...

    OdpowiedzUsuń
  13. Matko jaki prześliczny tekst...jestem pełna podziwu !!! Ślicznie to opisałaś ...Jesteś WIELKA:* Jestem z Tobą:)K.Z

    OdpowiedzUsuń
  14. Ja ze swoją córką żegnam się już 8 lat. I pożegnać nie mogę. Miłość nie pozwala. I Ty Aniko nigdy do końca się z Łukaszem nie pożegnasz. Nigdy!

    „Epitafium uczuć”

    Odeszłaś cicho, bez pożegnania
    Choć odejść nie chciałaś
    Kocham cię mamo, na do widzenia
    Rozpaczą szeptałaś.

    Smutku słowa po policzkach płynęły
    W milczeniu
    Gdy oczy przerażone cierpiały
    W skupieniu.

    Strach był za wszystkie uczucia
    Spętał nam zmysły
    Beztroskie chwile naszego życia
    Jak mydlane bańki prysły.

    Czas nieubłagany upływał w przyszłość
    A gdy nam Cię zabrał
    Zostawił miłość.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tatuśku, chyba mnie nie zrozumiałeś...:)
      "To, że spakuje jego rzeczy.
      Ściągnę obrączkę i schowam do szuflady.
      To, że przestanę pomieszkiwać przy jego grobie.
      To, że rzadziej niż zwykle, sięgnę po album ze zdjęciami.
      To nie znaczy, że zapomnę.
      Przestanę kochać.
      Szanować.."
      Pozdrawiam ciepło:*

      Usuń
  15. pieknie napisane. uwielbiam pani bloga czytac

    OdpowiedzUsuń
  16. Piękny blog, słowa, przemyślenia. Będę Pani stałą czytelniczką.

    OdpowiedzUsuń
  17. Moja mama zmarła jak miałam 16-nacie lat, to było 5 lat temu, do dziś jak o tym mówię zalewam się potokiem łez, nie potrafię o tym mówić, nie mówię, cały czas pamiętam co czułam tego dnia, cały czas mam przed oczami jej pogrzeb... W zeszłym roku urodziłam synka jej wnuka pierwszego, wiem jakby się cieszyła że została babcią... nie odważyłam się jeszcze iść na cmentarz do niej przedstawić synka zrobię to 1 listopada , to będzie ciężki dzień.
    Twój tekst jest piękny, daje nadzieję że kiedyś też będę mogła o tym normalnie mówić, opowiadać jaką była kobietą....
    Pozdrawiam całym sercem Dominika

    OdpowiedzUsuń