środa, 10 września 2014

To, dla ich dobra...

Jesienne popołudnie.
Ławka w parku, niedużego miasta.
Siedziałam tam, łapiąc ostatnie promienie słońca.
Zanim odlecą, wraz z kluczem żurawi.
Daleko stąd.
Myślałam, o ostatnio napisanym reportażu.
O tym  czy jeszcze coś w nim  poprawić, przed oddaniem.
- Mogę się przysiąść?
Ciepły, miękki głos.
 Miała duże, brązowe oczy.
Ładną, choć bardzo zmęczoną, zniszczoną twarz.
Uśmiechnęłam się łagodnie.

Rozmawiałyśmy przez dłuższą chwilę, tak jakbyśmy się znały.
O naszym mieście, pracy, dzieciach.
Dwie, zwyczajne kobiety.
Zwyczajna, ludzka sytuacja.
- Mówisz, że twój mąż zmarł.
Musieliście być, bardzo szczęśliwi.
Zmienia ci się ton głosu, gdy o nim opowiadasz- zauważyła.
- Twój ton głosu, gdy zapytałam o ojca twoich dzieci...
Też się zmienił.
Na taki, że zrobiło mi się zimno- odpowiedziałam.
Milczała.
Jakby na moment uciekła myślami, gdzieś daleko.
- Ktoś, kiedyś powiedział, że ludzie ludziom potrafią...
Potrafią zrobić, piekło na ziemi- zaczęła.
Nigdy, w to nie wierzyłam.
Miałam normalny, dobry dom.
Wspaniałych rodziców.
Rozwody, awantury, to abstrakcje znane mi z telewizji.

Gdy go poznałam to myślałam, że złapałam, Pana Boga za nogi.
Wiesz, ja raczej przeciętna, szara.
On sportowiec.
 Muskularny, przystojny.
I pomyśleć, że w tych właśnie ramionach, na początku...
Dawały mi, poczucie bezpieczeństwa.
Czułam się piękną, prawdziwą kobietą.

Nawet się ucieszył, gdy zaszłam w ciąże.
Gdy urodziłam, świętował z kolegami.
Później, zabrał nas ze szpitala.
 Zawiózł,  do naszego mieszkania.
Pierwszej, nieprzespanej przez płacz syna nocy, usłyszałam...
Kilka przykrych słów.
Przytaknęłam, że ma racje.
Tak wiesz, dla świętego spokoju.

Potem, bywało różnie.
Czasem, przez dłuższą chwilę lepiej.
 Czasami gorzej.
Na wszystko jednak, potrafiłam znaleźć wytłumaczenie.
Sama go usprawiedliwiałam.
Nawet wtedy, gdy pierwszy raz, bardzo mi ubliżył.
Nawet wtedy, gdy pierwszy raz uderzył.
Przecież, później przepraszał ze łzami w oczach.
Prosił, obiecywał.
To nic, że po kilku dniach o tych obietnicach, zapominał.
Myślałam, że się zmieni.

Najgorzej było, gdy stracił pracę.
W lombardach, sprzedawałam nabliższe mi pamiątki.
Jadłam z synem, z jednego talerza.
Żeby starczało, dla niego.
Były momenty, że  w ogóle nie jadłam.
On, wracał po nocach...
Po alkoholu, brutalny.
 Robił ze mną, co chciał.
Choć błagałam.
Zaszłam, w drugą ciążę.
Tak, powiedziałam mu.
Najgorsze było kopanie, po brzuchu.
To jego sposób na to, by pozbyć się problemu.
Zagryzałam wargi i cicho modliłam się, żeby nie poronić.

Mogłam komuś, powiedzieć?
Wstydziłam się.
Im dłużej na to pozwalałam, brnęłam w to.
Tym bardziej, wstydziłam się samej siebie.
Tego, że jestem nieudacznikiem.
Wszystkie kobiety z mojej rodziny, miały normalne domy.
A ja?
Wciąż, w tych samych ścianach.
Ścianach, naznaczonych moją krwią.
Przesiąkniętych, moim strachem.
Gdzie echem, odbijały się wyzwiska.
Gdzie słyszałam jaką jestem, beznadziejną żoną i matką.

Pamiętam, taką listopadową noc.
Nasza córeczka, miała pięć miesięcy.
Bardzo gorączkowała, źle oddychała.
Płakała.
On darł się, że mam zamknąć tego bachora.
Bo inaczej, sam to zrobi.
Ubrałam małą i naszego, dwuletniego syna.
Oboje, zapakowałam do wózka.
Szłam z nimi, kilka kilometrów na pogotowie.
 Po badaniach, chciałam wyjść.
Lekarka, podając mi recepty złapała za moją rękę.
Odsunęła rękaw.
Powiedziała, żebym się ratowała.
Mówiła, że są ośrodki.
Udawałam, że nie rozumiem.
Resztę tej nocy spędziliśmy, na klatce schodowej.
Żeby jego nie budzić, nie denerwować.

Ile to trwało?
Całe wieki.
Dzieci rosły, patrzyły na to.
Oddychały, tym koszmarem.
A ja wciąż uparcie, wmawiałam sobie...
 To wszystko, dla ich dobra!
Przecież, to tylko  ja obrywam.
Potrzebują, pełnego domu.
Moje dzieci, muszą mieć i matkę i ojca!
Nie pozwolę, by były z rozbitej rodziny!
Nigdy!

Przebiegł przeze mnie, jakiś dreszcz.
Zorientowałam się, że bardzo się ochłodziło.
I jest już, zupełnie ciemno.
- Jestem, teraz sama, wiesz?- zapytała cicho.
- A on?
A dzieci?- usiłowałam się uspokoić.
 Pęd myśli w mojej głowie,nie pozwalał.
- Zapił się, rok temu.
A dzieci wyjechały, usamodzielniły się.
Mają chyba, swoje rodziny.
- Chyba?- zdziwiłam się.
- Prawie nie mamy kontaktu.
Zresztą ty nie chciałabyś, tak jak one, uciec jak najdalej?
Od oprawcy, jakim byłam?
- Ty, nie byłaś ich katem!- prawie wykrzyczałam.
- Czyżby?- zapytała, podnosząc się.
A kto, przez te wszystkie lata, nie zrobił nic żeby to zmienić?
Nie zdążyłam jej, odpowiedzieć.
Zniknęła, w ciemnej alejce.

Biegłam do domu.
W deszczu, który nagle się pojawił.
Jedząc kolację z dziećmi, wciąż myślałam.
O niej.
O tysiącach, takich matek.
Takich kobiet.
Bitych, zastraszanych, poniewieranych.
O ich dzieciach.
Na zawsze już, złamanych psychicznie.
Naznaczonych, niewyobrażalnym lękiem.
O tym, czy faktycznie miała rację.
Uważając siebie, za współwinną.

Rano obudziła mnie gorączka.
Córka przyniosła herbatę.
 Syn, podał mi  leki.
- Lubimy, kiedy chorujesz- usłyszałam.
Otworzyłam szerzej oczy.
- Nie mamo!
 Nie w tym sensie- roześmiali się.
Po prostu, to jedyne momenty, kiedy w końcu
to my możemy, zaopiekować się tobą.
- Gdybyście mieli normalny dom,
 pełną rodzinę- wyrwało mi się, razem ze łzami.
Patrzyli na siebie, jakby kompletnie nie rozumieli
o czym mówię.
- To pewnie, gorączka- skwitowała córka.
I z troską, przykryła mnie kocem.

Jeśli jesteś, kobietą z parku.
Spakuj najpotrzebniejsze rzeczy.
Zabierz, swoje dzieci.
Zamknij drzwi.
I już nigdy, nie oglądaj się za siebie.
To człowiek człowiekowi, potrafi stworzyć
na ziemi, piekło.
Ale tylko ty, możesz z niego wyrwać
swoje dzieci.
Nawet po to, żeby kiedyś
miał ci kto podać, filiżankę herbaty.
I żeby usłyszeć:
- Dziękuję ci, mamo...







11 komentarzy:

  1. Jeden, z piękniejszych Pani tekstów, mimo bardzo ciężkiego tematu.
    Przemyślany, bolesny ale łagodnie jak się tylko da, opisany.
    Jest Pani, cudownym człowiekiem!
    Ala

    OdpowiedzUsuń
  2. bardzo, bardzo ... doprawdy super... no cóż ma się talent ;) czekam na kolejne ;)

    L. W.

    OdpowiedzUsuń
  3. Chciałabym mieć tyle siły, żeby zamknąć te cholerne drzwi....
    Spakowałam się już tylko nie moge sie podniesc
    Moze kolor oczu mojej coreczki bedzie w stanie to zrobic gdy sie obudzi
    dziekuje ci za ten tekst
    M.

    OdpowiedzUsuń
  4. Wzruszenie zagłusza mój oddech.......dziękuję za kolejną dawkę emocji. Takich tekstów się nie zapomina....
    Magda

    OdpowiedzUsuń
  5. piękny i mądry tekst.-jak zwykle...pozdrawiam cieplutko...

    OdpowiedzUsuń
  6. Kochaaam Cię Aniko. Tak platonicznie. Umiesz grać na strunach duszy. Caluje i prosze o wiecej

    OdpowiedzUsuń
  7. Pięknie Kochana.. Masz wielki dar 😊 ❤

    OdpowiedzUsuń
  8. znam to od drugiej strony. matka nie odeszła od ojca alkoholika, w domu wieczne awantury, przepychanki oskarżenia. już tam nie mieszkam, rzadko tam jeżdżę i nawet na święta nie mam ochoty z nimi być, bo to co się tam dzieje niszczy wszystko.

    OdpowiedzUsuń
  9. Jak zawsze potrafisz kimś porządnie potrząsnąć. Wielki Szacunek dla Ciebie. Podziwiam i dziękuję za to, że mogę sobie wyobrazić los tych kobiet. Ja nie mam tego problemu, ale wiem, że każda kobieta by chciała tak napisać, powiedzieć, bo każda zasługuję na szczęście, szkoda tylko, że nie każda trafia na odpowiedniego mężczyznę..... Monika

    OdpowiedzUsuń
  10. Najgorzej zrobić pierwszy krok. Ale ten krok jest decydujący. W takich stuacjach dzieci też cierpią. Mają trałme na całe życie. Wiem coś o tym i cały czas się zmagam z przeszłością widzianą oczami dziecka. Dobrze żę zrobiłaś ten krok. Życie potrafi być piękne kiedy uwolnimy się od ludzi którzy niszczą nam życie.

    OdpowiedzUsuń
  11. Czytam i myślę, czy byłam kobietą z parku?... Chyba tak, bo choć nie było u nas przemocy fizycznej, był brak szacunku, alkohol, awantury.. Rok dojrzewałam do rozwodu, do życia w pojedynkę.. 8 miesięcy temu zostałam samotną matką, Starszy miał wtedy 2,5 roku a Młodszy 10 miesięcy. Nie żałuję, że moje dzieci są wychowywane bez ojca, dbam o to, by nie odczuły jego braku. Wiem, że podjęłam słuszną decyzję, wiem też jak ciężko było się na nią zdecydować. Warto było, teraz życie płynie spokojniej..

    OdpowiedzUsuń