Jadę.
Mijam kolejne wioski i miasteczka.
Dzieli nas coraz mniej kilometrów.
Piękne, jesienne barwy za szybą.
Nie widziałam go, już dwa tygodnie.
Telefon, internet - nigdy nie zastąpią zapachu jego skóry.
Nie pozwolą spojrzeć w oczy.
Zjeść razem obiadu.
Zrobić ulubionego deseru.
Kiedy był jeszcze małym chłopcem, zostawałam z nim na oddziale.
Wtedy, kurczowo trzymał mojej dłoni.
Budził się w nocy i pytał, czy jestem.
Z czasem dojrzał.
Zaczął sam zostawać na leczeniu.
Zaakceptował to miejsce.
Chyba nawet polubił.
Spędza tam, większą część swojego życia.
Znajomi lekarze, pielęgniarki.
Przyjaźnie.
Mnóstwo wspomnień, ubranych w pozytywne sytuacje.
I tyle samo bólu i cierpienia.
Panicznego strachu.
Strachu przed śmiercią.
Pożegnań z tymi, którzy poszli ścieżką do nieba...
Pierwszy tydzień, jest dla niego znośny.
Pod względem tęsknoty.
Nie ma na nią siły - tak mówi.
Jest tak zmęczony agresywnym leczeniem,
że przesypia większość czasu.
Stopniowo, zaczyna czuć się lepiej.
Funkcjonować normalniej i...tęsknić.
Za domem, przyjaciółmi, szkołą.
Wtedy, dłuży mu się każdy dzień.
U mnie, wygląda to podobnie.
Pierwsze dni, są tak nasycone koszmarnym lękiem,
że nie wiem, kiedy się zaczynają i kończą.
Później, zaczynam się miotać.
Obijać o ściany mieszkania.
Myśleć tylko o tym, żeby już wrócił.
Jeden z najpiękniejszych momentów?
Gdy przyjeżdżam, po kilkunastodniowej rozłące.
Podchodzę, pod drzwi szpitala.
Widzę jak biegnie.
Nie wiem, co cieszy mnie wtedy bardziej.
Jego widok, uśmiech.
A może to, że znowu może biegać?
Gdy rzuca mi się na szyję.
A ja ukradkiem wycieram łzy i nie chcę go puścić.
Wychodzimy na wspólny obiad.
Mówimy, prawie jednocześnie.
Co chwilę powtarza jak się cieszy, że już jestem.
I z tego, że wracamy do domu.
Zabieram go na spacer.
Siadamy nad potokiem.
Dzwoni moja córka.
Pyta o niego, śmieje do słuchawki.
Jej radosny głos oznajmia, że dobrze będzie
mieć się z kim pokłócić.
Komu podokuczać.
Kończy mówiąc, że bardzo nas kocha i czeka.
- Chyba schudłaś, mamo?- patrzy zmartwiony.
- Niewiarygodne! Zauważyłeś?! - śmieje się.
I opowiadam, o diecie cud, bieganiu, basenie.
Kręci głową z politowaniem.
Wtrąca coś, o niezrozumieniu kobiecych fanaberii.
Opiera się o duży kamień i mruży oczy.
- Niebo jest zazwyczaj błękitne- zaczyna.
Słońce żółte, trawa zielona.
A miłość?
Jak myślisz, mamo?
Jaki kolor ma miłość?
- Słoneczny- odpowiadam bez namysłu.
- Od słońca?- marszczy lekko nos.
- Od koloru waszych włosów.
Twoich i twojej siostry...
Siedziałam kiedyś zamyślona, gdzieś na Kaszubach.
Rozmyślałam, o moim życiu.
Nie jest najłatwiejsze.
Było pełne i piękne, gdy żył mój mąż.
Teraz, znowu jestem samotną mamą- siłaczką.
Mamą, jakich niestety wiele.
I gdy się tak zastanawiałam, przysiadła się sąsiadka.
Starsza, bardzo samotna kobieta.
- Ciężkie masz życie, dzieciaku.
Los cię doświadcza i ciągle dokłada.
Mimo to, szczęściara z ciebie- usłyszałam.
Popatrzyłam na nią, z lekkim wyrzutem.
- Ogromne masz szczęście.
Masz dzieci.
A ten kto je ma, już nigdy nie będzie sam...
Życzę wam wszystkim, dużo szczęścia.
W słonecznym kolorze.
Jak Ty piszesz....Jak piszesz o emocjach, o tęsknocie, o radości....Żeby ludzie choć w połowie dostrzegali to co Ty! Piękna dusza w pięknej kobiecie! Andrzej
OdpowiedzUsuńTo głupio zabrzmi ale zazdroszczę Ci..siły,spokoju,pokory i piękna jakie w sobie masz..Angela
OdpowiedzUsuńAle macie oczy!!! Niebiańskie! :-) fajnie,że jesteście już razem:-) cudownie to opisałaś! M.
OdpowiedzUsuńWy wracacie a my wkrotce tam jedziemy jednak takich slonecznych dni juz chyba nie zastaniemy koncem miesiaca.?chyba ze sami to slonce w nas samych przywieziemy w gorskie pejzaze.....Pozdrawiam Was goraco...trzymajcie sie cieplo zdrowo i chwytajcie slonce nogi :) Marzena
OdpowiedzUsuńCzytam w pracy
OdpowiedzUsuńOdwracam głowę od ludzi bo łzy kapią same
Kochani, ciesze sie razem z Wami. Moj dzien wyglada juz inaczej, dalas mi pozytywnego kopa tym wpisem. Sciskam, pozdrawiam i myslami jestem przy Was.
OdpowiedzUsuńRozlak bedzie coraz mniej Aniko. Szczerze w to wierze i zycze Wam tego z calego serducha.
Jesteś, płyniesz, błyszczysz od słońca i miłości, którą macie w oczach. Przytulam! <3
OdpowiedzUsuńPiszesz tak pięknie jak żyjesz. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńAle ze mnie szczęściara... Mam dzieci
OdpowiedzUsuńA Ty? Owszem, jesteś matką - Siłaczką, ale szczęśliwą, bo masz cudowne dzieci :). Cudowna matka.
Życzę Wam jeszcze przez wiele lat słonecznego koloru. Maria K.
nie wiem co mam napisać :( łzy i tylko łzy! Jesteś Wielka :* W.
OdpowiedzUsuń