środa, 15 października 2014

I nie ulękne się nieuniknionego...

To przychodzi samo.
Niechciane.
Wypierane z ogromną siłą.
Nagle.
Nie wiadomo skąd i dlaczego.
Myślę, że dopada każdej z nas.
Matek, wychowujących śmiertelnie chore dzieci.
Pytanie.
Co będzie, kiedy nadejdzie ten straszny czas...

Gdy urodziłam mojego syna.
Gdy był już po diagnozie.
W szpitalu, w którym był wtedy leczony.
Za ścianą naszej sali, odchodziła ona.
Dziewięcioletnia dziewczynka.
Odchodziła trzy dni.
Pamiętam przenikliwą ciszę.
Przerażający spokój na oddziale.
Widok wychodzącego z pokoju księdza.
I wzrok matki tej małej.
Podeszła i położyła mi na ramieniu dłoń.
Jakby chciała powiedzieć- to wszystko przed tobą.
Nie lękaj się nieuniknionego.

Spotkałam ją, jakieś trzy lata  później.
Przyglądała mi się  dość długo, zanim podeszła.
Pytała co u nas, patrzyła na mojego syna.
Patrzyła dziwnie.
Smutno.
Z żalem.
Z zazdrością.
Bałam się tego.
Poszłyśmy razem na kawę.
- Kiedyś myślałam, że te które tracą ciąże w połowie,
mają lżej.
Nie wiedzą, jakby wyglądało ich dziecko.
Nie miały go w ramionach.
Tęsknią mniej.
Przecież ja moją Maję, tuliłam przez dziewięć lat.

Milczałam.
Chyba nawet, chciałam uciec.
- Po jej odejściu, znalazłam się w centrum piekła.
Spałam w jej łóżku.
Z przerażeniem okrywałam, jak rzeczy które nosiła
tracą zapach.
Każdy dzień, był jak bieg nad przepaścią.
Zapragnęłam drugiego dziecka.
Nie pytaj mnie proszę, dlaczego.
Wiadomość o kolejnej ciąży?
Przeraziła mnie.
Z czasem, lęk przerodził się w oczekiwanie.
Myślałam o tym, jakie będzie.
O kolorze jego oczu.
Wybierałam imię.
Malowałam pokoik.
Mówiłam do niego, kładąc dłoń na brzuchu.
Zaczęłam uśmiechać.
I czekać.

Do dziś nie bardzo wiem, dlaczego poroniłam.
Wszystko co złe, czarne jak smoła, wróciło.
To nieprawda wiesz?
To nieprawda, że utrata ciąży boli mniej.
Niż śmierć dziecka, które miałaś już kilka lat.
Ono już było.
Słuchało bicia mojego serca.
Widziałam je w snach.
Czułam ciepło jego skóry, dotykając swojej.
Słyszałam jego głos, gdy sama się śmiałam.
Myślisz, że los mnie ukarał?
Za to, że wtedy tak pomyślałam.

Siedziałam nieruchomo.
Czułam jak koszulka, robi mi się mokra od łez.
Uporczywie wpatrywałam się w mojego synka.
I poczułam jej ręke, na moim ramieniu.
Tak jak wtedy.
- Kochaj go, ucz, pozwalaj mu żyć.
Nie broń się przed rozpaczą i bólem.
To nie twoja wina, że o tym myślisz.
Wiem,  że te myśli przychodzą same.
Niechciane.
Oswój swój strach.
Inaczej go nie pokonasz.

Mój syn za chwilę skończy piętnaście lat.
Staram się każdego dnia, nie zwariować.
Nie postradać zmysłów, ze strachu.
Wierzyć w to, że stanie się cud.
I mimo  wszystko, wiem do czego to zmierza.
One przychodzą same.
Myśli.
O tym, czy nie będzie mu tam zimno.
Czy nie będzie tam sam.
Czy nie będzie się bał.

I nadal, uczę się jak oswoić swój lęk..
I nadal, czuję dotyk tamtej kobiety, na moim ramieniu...

Dziś jest 15 października.
Dzień Dziecka Utraconego.
Zatrzymaj się.






17 komentarzy:

  1. Runęłam...Ale dziękuję Ci za te słowa, w ten ważny dla mnie dzień...M.

    OdpowiedzUsuń
  2. Z wypiekami na twarzy i zaszklonymi oczami czytam Twój blog. Kolejna notka, która wpada w głąb, przekazuje myśli, przekazuje strach.

    My, kobiety, matki - chcemy miłości bez strachu. Miłość bez strachu jest piękna. Trzeba ją doceniać, ale nie każdy ma to dane.

    Sama kiedyś myślałam, że takie kobiety mają łatwiej, że może mniej boli. Ale kiedy miałam go stracić wcale nie bolało mniej, bolało jak diabli. Ale jest ze mną i każdego dnia patrząc na niego widzę cud.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja się zatrzymuję. Ale nie stoję. Podchodzę. Podchodzę by Ciebie przytulić!

    OdpowiedzUsuń
  4. Gdy Ona odeszła właśnie tego się bałam, że jest jej tam zimno, smutno, że boi się... za wszelką cenę chciałam do niej pójść żeby zobaczyć czy nie płacze, czy nie brakuje jej niczego...

    Minęło półtora roku. Wcale nie jest lżej.
    Śmierć dziecka to najgorsze co może spotkać matkę.

    Pamięci wszystkim dzieciom (*)

    OdpowiedzUsuń
  5. To był tylko 7-my tydzień....A ja wiedziałam,że to chłopiec...Nie wiem,skąd wiedziałam...,tak-jak wiedziałam,od pierwszego dnia,że jestem w wymarzonej ciąży...Tyle,a może aż tyle było nam dane...Bartek,bo tak moje dziecko nazwałam,gdyby się urodził i żył,miałby dzisiaj 19 lat. Nie otrzymałam więcej daru dziecka biologicznego,wychowałam troje przybranych.Najmłodsze skończyło 19 lat...

    OdpowiedzUsuń
  6. To straszne mam 2 zdrowych kochanych dzieci a czasem poprostu tego nie doceniam :'( co ze mnie za matka :'(

    OdpowiedzUsuń
  7. mineło 13 lat od poronienia w 13 tyg a jednak wciaż myślę omoim Jasiu

    OdpowiedzUsuń
  8. Kolejny piekny, gleboki tekst, z jakze megawaznym przeslaniem.
    Jeszcze nie czas na smutek, jeszcze nie czas na lzy...

    OdpowiedzUsuń
  9. Moj syneczek odszedł 22 sierpnia zeszłego roku, nigdy się z tym nie pogodze, wraz z nim odszedł mój partner do innej kobiety, z dwójką zdrowych dzieci. Próbuję żyć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Będziesz żyć. Choć trudno Ci w to teraz wierzyć. Rozumiem Cię. Ściskam mocno. Dasz radę.

      Usuń
    2. jeśli chciałaby Pani pogadać....anika.zadylak@poczta.fm

      Usuń
  10. Też wczoraj pisałam o Dniu Dziecka Utraconego. To straszne, co ta kobieta przeżyła. A Wy.. trzymajcie się ciepło!

    OdpowiedzUsuń
  11. Dziękuję Jagodowa Mamo i również przesyłamy moc uścisków i ciepła:)
    Wszystkim Wam pięknie dziękuję za odwiedziny u mnie :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Jestem mamą Augusta( miałby 25 lat) , Arniki i Alicji (miałyby 19lat) . Więcej dzieci nie doczekałam się . Moje dzieci są w niebie ,a ja płaczę dwa razy do roku.

    OdpowiedzUsuń
  13. ech ... :'( ...

    Lucyna W.

    OdpowiedzUsuń
  14. Anik.. tyle uczuć po tym i nie potrafię tego ubrać w słowa..
    Natalia

    OdpowiedzUsuń
  15. Poroniłam 5 razy. Teraz mam 15miesiecznego, zdrowego (Dzięki Bogu) synka. Kochałam moje wszystkie dzieci, które odeszły...od pierwszych chwil. Od pierwszych dwóch kresek na teście i gdy kolejny raz krew przerwała marzenia o dziecku chciałam się poddać. Myślałam wtedy 'nigdy więcej...ja zabijam..nie chcę więcej zabijać'.. Teraz nie potrafię wyobrazić sobie życia bez mojego synka. I choć cierpiałam niesamowicie po stracie każdej ciąży, to utrata dziecka którego zapach, dotyk i głos poznałam i czuję każdego dnia byłaby końcem mojego życia. Moje serce w nim, jego serce we mnie

    OdpowiedzUsuń